19 września, 2003

    

Nicea albo śmierć

czyli

inżynieria społeczna

 


Ława oskarżonych?

   

    Drodzy Państwo!

   

Ktoś kiedyś powiedział, że cierpliwą perswazją można przekonać do zbrodni nawet najporządniejszego człowieka. 

  

Od kilku lat w ten sposób próbuje się przekonać nas do Unii Europejskiej.  Główna dyskusja przedstawiająca silne i niezbite argumenty przeciwko temu socjalistycznemu eksperymentowi odbyła się, zanim rozpętano sztuczną kłótnię o tak zwaną konstytucję europejską. W ogromie zła, jakie wpycha nam UE, ich konstytucja jest jedynie dodatkiem, podsumowaniem prawdziwych intencji twórców pomysłu Unii Europejskiej. I jeśli nawet dzisiaj wszystkie państwa zrezygnują nagle z tego "historycznego dokumentu", nic to w naszych losach nie zmieni. 

  

Nasza przyszłość w Unii jest bowiem zapisana nie w konstytucji, a w jej całym systemie oraz w poddaństwie polskojęzycznych elit. Wpis czy brak wpisu o chrześcijańskich korzeniach Europy nic nie zmieni w zdecydowanie antychrześcijańskim systemie. Toż i Stalin dopuścił duchownych do armii podczas wojny. Czy to zmieniło stosunek komunistów do religii? Czy zmniejszyło liczbę zamordowanych księży? 

  

Rozróba wokół tekstu konstytucji unijnej jest jednak doskonałym narzędziem służącym do zaklepania głównych zasad systemu, uzgodnionych już dużo wcześniej.
I jeśli nawet państwa unii odrzucą w całości  ten grubaśny i skomplikowany tekst, ogłosi się na wszystkie strony zwycięstwo demokracji, i spokojnie przejdzie do dalszej budowy "cesarstwa niemieckiego", czy dokładniej -  socjalistycznego superpaństwa coraz bliżej przypominającego dawny Związek Radziecki. 

  

Stąd nie podniecałbym się zażartością dyskusji na temat konieczności obrony Nicei za każdą cenę, bo robią to ludzie, których ilość głosów w UE obchodzi najmniej. 

  

 - Oby przyjęcie konstytucji Unii Europejskiej nie zakończyło się narodową klęską - tak mówił wczoraj w Sejmie lider PIS Jarosław Kaczyński. Jego emocjonalne wystąpienie nadało ton całej debacie.

  

Kaczyński doskonale wie, co grozi Polsce, a nie jest to wcale konstytucja. Ale czyż nie pięknie wygląda jego postawa "niezłomnego Polaka", którą na pewno w myślach przelicza już na ilość stołków w Brukseli? 

  

 Szef Klubu PO Jan Rokita - choć ostro skrytykował Kaczyńskiego za antyunijną retorykę - także nawoływał do zmiany projektu. - Nicea albo śmierć - mówił, broniąc ustalonego w tym francuskim mieście podziału głosów w Radzie UE. Obrona systemu nicejskiego stała się głównym postulatem posłów wobec rządu.

  

Pewnie. Doskonała okazja, aby poprawić sobie tanim kosztem popularność. Już, o dziwo, bardziej uczciwie od Kaczyńskiego i Rokity stawia sprawę komusza "Trybuna":

  

Tradycje chrześcijańskie - wpisane do preambuły konstytucji europejskiej - są sprawą trzeciorzędną. 

  

To pisze lewak, ale jest w tym racja, bo system, z wpisem czy bez wpisu, pozostanie zdecydowanie antychrześcijański, czy dokładniej - antykatolicki. 

  

Przeżyję preambułę z wartościami, bo to ozdobnik niemający wpływu na jakość członkostwa Polski w UE.

  

I tu racja. Papier przyjmie wszystko, a realną politykę będą określać ludzie, którzy od dawna wydali wojnę wszelkim wartościom. 

  

Referendum nad ratyfikacją eurokonstytucji jest kwestią drugorzędną, bo liczy się nie forma, lecz treść tego, co mamy zatwierdzić.

  

He, he! Tu pan redaktor ostrożnie omija ukrytą, ale bardzo niebezpieczną rafę. Otóż, odrzucenie przez Polaków konstytucji mogłoby być pretekstem do odrzucenia członkostwa Polski w UE. Drobnym, ale zawsze. 

  

Tylko, kto to zrobi w dzisiejszym układzie sił? Masowy ruch Polaków mógłby, ale jakoś chętnych do jego stworzenia nie widać. W debacie sejmowej nie wziął nawet udziału nasz czołowy, największy i najbardziej znany w świecie eurosceptyk, pełnomocnik społeczny ds. informowania o UE - pan Roman Giertych. A szkoda, bo przydałby się ktoś, kto powiedziałby w oczy tym wszystkim krzykaczom "gotowym umrzeć za Niceę", że Sejm to nie cyrk! Niestety, LPR bąknęła jedynie coś o zbieraniu podpisów o referendum .... i ucichło.

  

Racją pierwszorzędną w dyskusji o eurokonstytucji jest utrzymanie uzgodnionego w Nicei systemu głosowania w Radzie UE, dającego Polsce prawie taką samą siłę głosu jak Niemcom, podczas gdy w proponowanym obecnie projekcie - o połowę mniejszą. 

  

I o co chodzi? Kilka głosów więcej czy mniej miałoby sens jedynie wtedy, gdyby właściciele tych głosów stawaliby za każdym razem ostro w interesie Polski. Ale z kolei, gdyby tak było naprawdę, nie rozmawialibyśmy dzisiaj o UE, a o rozwijającej się Polsce. 

  

Jaki zysk z punktu widzenia Polski daje fakt, że w parlamencie europejskim jest 20 czy 40 zdrajców gotowych się sprzedać każdemu kto zapłaci?

  

Niedawno wszystkie polskie siły polityczne zjednoczyła Erika Steinbach. 

  

Zjednoczyła jedynie krzykaczy. Cóż w końcu nas obchodzi rejwach wokół Steinbachowej i jej pomnika? Niech sobie buduje nawet pomnik Hitlera. Dla Polaków ważne jest to, że będąc osłabionymi, damy się zjeść Steinbachowej i jej kamratom nawet bez pomnika, ale jeśli Polska będzie państwem silnym i niezależnym, żadna Steinbachowa nam po prostu nie zaszkodzi, niezależnie od liczby pomników które sobie zbuduje! 

  

Teraz tej sztuki może dokonać Nicea. Namawiam eurosceptyków do uznania wyniku czerwcowego referendum i wierności wobec własnych deklaracji umacniania pozycji Polski w Europie.

Krzysztof Pilawski, "Trybuna".

  

Rany Julek!!! Kuszenie lewaka! Namawia nas do wierności!

  

Pozycję Polski w Europie i świecie, ośle dardanelski, może umocnić tylko jej własna siła i suwerenność polityczno gospodarcza. Ale tego żaden niewolniczy rozum nie ogarnie!

  

  

Polecam Państwu jako lekturę uzupełniającą artykuł prof. Przystawy Piękna Pani Steinbach i chłopy mowne

  

  

Z.Łabędzki

19 września, 2003