![]() |
24 września, 2003
Nie poddawaj się! Nigdy!
|
Drodzy Państwo!
Drodzy współrodacy - załamani, zniechęceni, zmęczeni, zawiedzeni, oszukani, a wreszcie - leniwi i podszyci strachem, że trzeba będzie być może podnieść cztery litery, i pomóc innym w sprzątaniu naszego Kraju!
Jak długo jeszcze będziecie płakać nad sobą, żeście się dali wykołować przez małą grupkę wcale nie najbystrzejszych cwaniaków? Jak długo będę dostawał setki płaczliwych listów, jak to nas Polaków prześladują na całym świecie!
A wkurzyć się pewnego dnia, złapać za pałę i walnąć w ten durny łeb nie łaska?
Nie! Stop! Nie namawiam do bicia kogokolwiek. Jeśli ktoś się ma stuknąć w łeb - to my. Aby się obudzić. Aby zmądrzeć.
Oto siedzimy godzinami przed telewizornią, ogłupiani na potęgę, chłonący propagandę i płacący jeszcze za to ogłupianie nieraz ostatnie grosze!
No bo przecież, biedacy, chcemy się choć na tych kilka chwil (ładne kilka chwil - 8 i więcej godzin nieraz!) oderwać od szarości codziennego życia! A na ekranie błyskotki, a na ekranie paciorki, za które sprzedajemy nasz, i naszych najbliższych czas. Nasze życie.
Czy spróbowaliście kiedyś na kilka dni świadomie zamknąć to pudło, wyrzucić te kolorowe i krzykliwe pisemka obrazkowe? I zamiast tego wybrać się z bliskimi do pobliskiego parku czy lasku? Usiąść i wsłuchać się w przyrodę? Boskie dzieło?
Wtedy może dojdzie do nas, że zrobiono z nas otępiałe automaty? Drewniane lalki na drucikach? Że właściwie rozmawiamy ze sobą tylko o tym, co nam wcisnęły media? Więcej - że zachowujemy się tak, jak ci w telewizji? Że CHCEMY być do nich podobni? Że błękitne sztuczne oczka Kwaśniewskiego mają na nas większy wpływ, niż kłopoty sąsiada z przeciwka, który być może czeka na naszą przyjazną i bezinteresowną pomoc? Że Jej Wysokość Pani Pierwsza Dama Jolanta Kwaśniewska na szklanym ekranie ma na nas większy wpływ niż całkiem realny kolega z pracy, z którym zresztą nie ma czasu się bliżej zaprzyjaźnić, bo jedyne, o czym potraficie rozmawiać to to, o czym powiedzieli w telewizji?
I że czas najwyższy zacząć coś robić, bo gdzieś tam głęboko w środku czujemy, że coś z nami jest nie tak. Że obok ktoś kogoś pobił i okradł, a tam całkiem normalnie wyglądająca MATKA utopiła swe dzieci w wannie? A na przystanku tramwajowym w biały dzień jakiś młody szubrawiec na naszych oczach wyrwał staruszce torebkę z resztką głodowej renty, a myśmy udawali, że nic nie widzimy? A w pobliskiej szkole nasze dzieci pobiły nauczyciela! I jest szansa, że jutro pobiją nas - własnych rodziców!
I czujemy coraz wyraźniej, że coś z naszą społecznością coraz gorzej, bo coraz częściej słyszymy o tych strasznych przypadkach, coraz one bliżej nas, i nawet ucieczka do pokoju z telewizorem nie pomaga.
Ile tego trzeba przeżyć, aby stać się na powrót człowiekiem? Który odważnie spojrzy dookoła, nie uciekając w telewizyjno-medialne narkotyzowanie się? Który przypomni sobie, co to honor? Odwaga? Zacznie znów odróżniać dobro od zła?
Przecież to takie proste - powiedzieć łajdakowi, który próbuje nas oszukać - zjeżdżaj, i to szybko!
Złapać za kark złodziejaszka i oddać go policjantowi. I dopilnować, aby go za pół godziny nie wypuścili!
Pójść do sołtysa czy majora miasta, kiedy nie wykonuje swoich obowiązków i powiedzieć mu to samo - zjeżdżaj, ale to szybko!
Pójść do posła, który sprzedaje nam Polskę i zapowiedzieć mu twardo i wyraźnie - zagłosuj no ty jeszcze raz przeciwko nam, koleś, to nie masz między nami czego szukać!
Ktoś żachnie się, że namawiam do przestępstwa. Nie. Tak postępowały wszystkie społeczności w historii świata, kiedy zależało im na porządku, na spokoju i na bezpieczeństwie swoich bliskich. Ale również i na tym, aby swoim dzieciom i wnukom pozostawić lepsze miejsce do życia.
Wielu
z nas dało się nabrać cwaniakom na "wspaniałą przyszłość w
Europie" - no, może nie dla nas i naszych dzieci, ale naszych wnuków to
już na pewno!
A wygląda na to, ze te nasze wnuki przeklną nas, kiedy jedyne co dostaną, to
portret Verheugena czy innego francuskiego lub belgijskiego komisarza z
autografem Joszki Fiszera. Plus parę ton bzdurnych przepisów i mnóstwo pożyczek
do spłacenia.
Nie wolno nam więcej ani słuchać, ani pozwalać na decydowanie o naszej przyszłości nieukom i leniom. Bo tacy stanowią większość dzisiejszych naprawiaczy świata. Posłuchajmy lub poczytajmy tylko, co oni nam mówią. To zbiór krańcowych idiotyzmów. Jak można w takie bzdury wierzyć? Już nieraz próbowali poprawiać nam świat. Kończyło się zawsze tragediami.
Tylko wtedy, kiedy my, Polacy weźmiemy nasze losy w nasze ręce, zbudujemy taki kraj, jaki nam odpowiada. Gdzie będziemy mogli spokojnie żyć i pracować. Gdzie sąsiad na sąsiada nie będzie warczał, a pozdrowią się nawzajem jak przyjaciele. Jeden za wszystkich - wszyscy za jednego.
Nie dajmy sobie wmówić, że nasze dzisiejsze trudności to "obiektywny wynik sytuacji światowej". Bujda! Bogactwo narodów jest wytwarzane rękami tych narodów. Nie rośnie ono w bankach i na giełdach. I nie powinno rosnąć również dzięki okradaniu innych. Nasze bogactwo zależy tylko i wyłącznie od tego, co sami wytworzymy. Nie potrzeba nam wcale "obcych inwestorów". Ci nie są od pomocy, a od dojenia narodów. Nie wierzcie w to, że Polska nie może się podnieść gospodarczo, bo brakuje jej zagranicznych inwestycji. Polska potrzebuje polskich rządów, które wspomogą polskie inwestycje. A jeśli trzeba będzie umów międzynarodowych, zrobią to w naszym polskim interesie.
Dlatego musimy już dziś powiedzieć i Millerowi i Kwaśniewskiemu, aby zbierali swoją szajkę i wynosili się z z miejsc, należnych prawdziwym i uczciwym Polakom. Obaj "panowie" okłamywali nas cały czas, i będą okłamywać dalej, jeśli im na to pozwolimy. Złamali wielokrotnie przysięgę, którą składali na wierność narodowi polskiemu. Ich miejsce jest w Trybunale Stanu, gdzie będą ich sądzić polscy i uczciwi sędziowie.
Tak więc, widzicie Państwo, roboty mamy w bród. Wyłączmy zatem telewizory, skrzyknijmy się razem, i do dzieła!
Zacznijmy na własnym podwórku, a później coraz dalej, aż Polska znów stanie się wolna, niepodległa, bogata i szczęśliwa.
Z.Łabędzki
24 września,