Przemówienie
Prezesa Związku Polaków Kazachstanu
Jana Zinkiewicza (Kazachstan)
W Senacie RP, 30 kwietnia 2002 r.
Szanowny Panie Marszałku Senatu! Szanowny Panie Marszałku Sejmu! Szanowny Panie Prezesie Rady Ministrów! Wasza Eminencjo Księże Prymasie!
W imieniu Polaków z Kazachstanu i swoim własnym chcę podziękować panu marszałkowi Senatu, profesorowi Longinowi Pastusiakowi, za ofiarowaną mi możliwość bezpośredniego przekazania Wysokiemu Zgromadzeniu informacji o obecnej sytuacji ludności polskiej w Kazachstanie. Najpierw jednak na państwa ręce przekazuję podziękowania dla polskiego narodu za pamięć, troskę i za to, że nie zostawia nas samych w obecnych ciężkich czasach. Szczególne podziękowania składam księżom katolickim i polskim nauczycielom niosącym wiarę i kulturę polską, wiedzę o języku i historii ojczystej nam, oderwanym od kraju od prawie stu lat. Jesteśmy również bardzo wdzięczni polskiemu parlamentowi, rządowi, pracownikom ambasady polskiej w Kazachstanie oraz Stowarzyszeniu "Wspólnota Polska", z panem profesorem Andrzejem Stelmachowskim na czele, za pomoc i współuczestnictwo w rozwiązywaniu naszych problemów. Osobne podziękowania przekazuję posłom Sejmu i senatorom poprzedniej kadencji za przyjęcie ustawy o repatriacji. Szczególnie dziękujemy pani marszałek Alicji Grześkowiak i pani przewodniczącej Komisji Spraw Emigracji i Polaków za Granicą Janinie Sagatowskiej.
Szanowni Państwo! Gdy zostałem zaproszony na posiedzenie Senatu, miałem kilkaset telefonów od polskiej ludności z różnych obwodów Kazachstanu, szczególnie północnych, z prośbami o przekazanie państwu ich trosk i oczekiwań.
Chyba nie sposób tu obszernie opowiadać o losach kazachstańskich Polaków. Wszyscy wiedzą, że w latach trzydziestych reżim radziecki przemocą deportował nas z terytoriów byłej Rzeczypospolitej do Kazachstanu, gdzie staliśmy się obiektem brutalnej i bezlitosnej politycznej, kulturowej, językowej i religijnej zemsty oraz dyskryminacji za przynależność do polskiej nacji. Wśród innych narodów, również deportowanych do Kazachstanu, ograniczenia w prawach Polaków w różnym stopniu i nasileniu utrzymywały się aż do rozpadu Związku Radzieckiego. W takich warunkach, żeby zachować się jako gatunek biologiczny i socjalny, oczywiście byliśmy zmuszeni poddać się rusyfikacji, przyjąć elementy kultury rosyjskiej i stać się lojalnymi radzieckimi obywatelami. Ale nawet w takiej sytuacji zachowaliśmy świadomość swego polskiego pochodzenia, polskiej kulturowej i religijnej przynależności. Teraz żyjemy w niepodległym państwie, jakim jest Kazachstan, które buduje nowe społeczeństwo na podstawach monoetnicznych, a swoją politykę państwową, narodową i kadrową na podstawach kultury turecko-muzułmańskiej i języka kazachskiego.
Taką politykę Kazachów można łatwo wytłumaczyć. Po dwustu latach przynależności do imperium rosyjskiego zrozumiałym zjawiskiem jest dążenie każdego narodu do przywrócenia swojej niepodległości, kultury i języka narodowego. Jednak skutkiem takiej polityki jest to, że ludność nierdzenna, w tym oczywiście i Polacy, staje się elementem niepożądanym, eliminowanym prawie ze wszystkich sfer życia politycznego, ekonomicznego i kulturowego. Dzieje się tak nie dlatego, że Kazachowie mają jakieś szczególnie wrogie nastawienie do ludności rosyjskojęzycznej. Przeciwnie, jest to naród dość życzliwy i dobroduszny, a konstytucja i ustawodawstwo Kazachstanu nie zawierają żadnych norm prawnych dyskryminujących ludzi z powodów narodowych. Po prostu prawo typu europejskiego tam nie działa, a stosunki społeczne i międzyosobowe regulują inne mechanizmy socjalne. Kazachowie są zjednoczeni milionami więzi rodowo-plemiennych przy wiodącej roli patriotycznej narodowej inteligencji, która długo czekała na niepodległość i oczywiście widzi swoje państwo jako kraj dla Kazachów, to znaczy monoetnicznie, co odpowiada mentalności i ogólnemu nastawieniu wszystkich Kazachów. W ciągu ubiegłego dziesięciolecia rząd Kazachstanu repatriował i po rodzinnemu przyjął dwieście czterdzieści tysięcy osób narodowości kazachskiej z różnych krajów: z Mongolii, Chin, Afganistanu, Iranu, Iraku. Mając wyjątkowo wysoki poziom narodowej solidarności i rodzinnych powiązań Kazachowie zajmują więcej niż 90% stanowisk w administracji, sądownictwie, policji, na wyższych uczelniach i w różnych innych urzędach i instytucjach. Nie mówię już o biznesie i byłej własności państwowej, która prawie w całości znajduje się w rękach Kazachów.
Oczywiście prezydent Nursułtan Nazarbajew i jego najbliższe otoczenie widzą takie wypaczenia i zdają sobie sprawę z ich nienormalności, ale chcą pozostać liderami swojego narodu i zmuszeni są liczyć się z ogólnymi nastrojami nacji, dążącej do zmniejszenia nierdzennej części ludności kraju.
Ludność nierdzenna, szczególnie Słowianie, Niemcy, Żydzi i inni, dobrze orientując się w sytuacji i nie mając życiowych perspektyw, wyjeżdża do swoich krajów historycznych. Jeśli chodzi o Polaków, przytoczę tylko jeden fakt. W 1989 r. wśród stu dwudziestu trzech grup narodowościowych w Kazachstanie Polacy mający wyższe wykształcenie zajmowali szesnaste miejsce, a teraz zajmują sto dwudzieste pierwsze. Niżej znajdują się tylko Kurdowie i Cyganie. My, kazachstańscy Polacy, zostaliśmy postawieni przed dylematem: albo ponownie zmieniać swoją przynależność cywilizacyjną, albo opuścić kraj. Według oficjalnej statystyki w roku 1991 w Kazachstanie było sześćdziesiąt dziewięć tysięcy Polaków. Dzisiaj, po dziesięciu latach, liczba Polaków wynosi już tylko czterdzieści osiem tysięcy. Z dwudziestu tysięcy osób, które opuściły Kazachstan, tylko około czterech tysięcy zostało repatriowanych do Polski, reszta wyjechała do Rosji i innych krajów o europejskiej kulturze i takim systemie kształcenia dzieci i młodzieży.
My, pozostali Polacy, widzimy w Polsce swoją Ojczyznę i czekamy na repatriację do Kraju. W ciągu ostatnich siedemdziesięciu lat przeżyliśmy przymusową ukrainizację, po zesłaniu do Kazachstanu - rusyfikację, a obecnie znowu stanęliśmy przed groźbą nowej, tym razem kazachskiej asymilacji. To, o czym mówię, nie jest żadną teorią i nie jest jakimś urojonym niebezpieczeństwem. To realia, które na co dzień odczuwa każdy człowiek nienależący do rdzennej części ludności Kazachstanu. Kilka tygodni temu brałem udział w spotkaniu z ministrem spraw zagranicznych Kazachstanu panem Tokajewem i to, co mówię państwu, powiedziałem też jemu. Zgodził się z taką oceną.
Szanowni Państwo! Wyrażając głębokie podziękowania parlamentowi Polski za przyjęcie ustawy z dnia 20 lipca 2000 r. o repatriacji, z wielką nadzieją oczekujemy, że Sejm i Senat niniejszej kadencji znowelizują tę ustawę w takim kierunku, który pozwoli realnie przyspieszyć proces repatriacji Polaków z Kazachstanu, w jakimś ściśle przewidzianym dla całej zbiorowości i dla każdego człowieka terminie. Warunki i wymagania postawione w tej ustawie pozwalają repatriować się do Kraju co najwyżej kilkudziesięciu rodzinom na rok. Łatwo wyliczyć, że przy takim tempie ostatni Polak dostanie się do Polski za dwa tysiące lat. Nawet młodzież polska z Kazachstanu po skończeniu studiów w Polsce, już zaadaptowana do warunków życia w Kraju, powinna wracać do Kazachstanu i stąd się ubiegać o wizę repatriacyjną. To znaczy, że stoi przed nami realny dylemat ponownego rozproszenia i tułaczki po jakichś innych krajach. Ale, mając swoją historyczną Ojczyznę, czy mamy prawne i moralne podstawy wymagać od jakiegoś innego kraju, żeby nas przyjmował? Kazachstańscy Polacy długo cierpieli właśnie za swoje polskie pochodzenie, ale nie zważając na to zachowali się jako część narodu polskiego.
Nie wierzymy w spokojne życie na obczyźnie i nie chcemy jeszcze raz narażać się na jakieś narodowe i kulturowe eksperymenty. W związku z tym uważamy, że rozłożona w określonych terminach, systematyczna i cywilizowana repatriacja będzie trafnym rozwiązaniem odpowiadającym naszym oczekiwaniom, narodowej solidarności i ogólnoludzkim zasadom humanizmu. Dziękuję. (Oklaski)
Podkreślenia w tekście pochodzą od redakcji portalu Ojczyzna.pl
Tekst z oficjalnej strony Senatu RP:
http://www.senat.gov.pl/k5/pos/pos.htm