Łukasz WĄŚ
CO MOŻE SIĘ ZDARZYĆ KIEDY WEJDZIEMY
Unia Europejska – tą nazwę zna chyba każdy. Znamy ją z dzienników telewizyjnych, z codziennych gazet. Ciągle słyszymy o tym, że jak najszybciej powinniśmy znaleźć się wśród krajów należących do Unii Europejskiej, że Polska dąży do tego, aby być w Europie. Jednak nawet dzieci w wieku przedszkolnym wiedzą, że nasza ojczyzna już od dawna, już od tysiąca lat jest w Europie. Wynika to nie tylko z położenia geograficznego Polski, ale także z naszej historii, kultury narodowej i wyznawanej u nas religii. O co więc tu właściwie chodzi?
Po przeanalizowaniu wszystkich „za” i „przeciw” ze zdumieniem przekonujemy się, że wejście Polski w struktury Unii Europejskiej niesie ze sobą wiele zagrożeń, o czym każdy świadomy Polak powinien wiedzieć.
Przede wszystkim trzeba wiedzieć, że ewentualne wejście Polski do UE jest równoznaczne z utratą suwerenności, a co za tym idzie niepodległości. „Suwerenność to niezależność władzy państwowej od wszelkiej władzy w stosunkach z innymi państwami i organizacjami międzynarodowymi oraz od wszelkiej władzy wewnątrz państwa” – czytamy w Encyklopedii Popularnej PWN, wyd. 1991. Traktat z Maastricht, na którym opiera się ustawodawstwo Unii Europejskiej zakłada, że każde państwo należące do UE, musi „przekazać” swoją suwerenność. Przekazanie suwerenności następuje wtedy, kiedy któraś kompetencja państwowa przechodzi pod gestię obcej władzy albo międzynarodowej organizacji decydującej przy większości głosów, ponieważ podjęta przez tę organizację decyzja może być sprzeczna z wolą tegoż państwa. Znany jest fakt zmiany francuskiej Konstytucji w wyniku referendum, tylko dlatego, iż nie pozwalała ona właśnie na przekazywanie suwerenności. Wystarczy tylko wspomnieć że polska Konstytucja, uchwalona w 1997 roku, to umożliwia. Proces rezygnowania z własnej niepodległości stanie się jeszcze bardziej widoczny, kiedy UE ostatecznie zmieni się w zunifikowane supermocarstwo europejskie, w najodważniejszych zamysłach bez odrębnej państwowości i narodów.
Jednym z pierwszych kroków do stworzenia takiej struktury jest wprowadzenie wspólnej waluty euro...
Z suwerennością i niepodległością ściśle wiąże się problem wykupywania ziemi przez cudzoziemców, w szczególności przez Niemców. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że podstawową funkcjonowania narodu jest właśnie własność ziemi - ziemi, za którą nasi przodkowie oddawali swoje życie. Jesteśmy narodem biednym, i właśnie dlatego cudzoziemcy starają się z tego korzystać, ubodzy rolnicy, aby mieć za co przeżyć wyprzedają im ogromne połacie ziemi w północno-zachodniej części Polski. Wejście do Unii Europejskiej spowoduje wzrost wykupu polskiej ziemi przez cudzoziemców. Pamiętajmy, że do UE nigdy przedtem nie przystępował kraj, którego 1/3 terytorium przez kilkaset lat należała do innego państwa (chodzi o Ziemie Odzyskane) – dlatego nasza sytuacja jest szczególna. I nie pomogą tu żadne, śmiesznie krótkie okresy przejściowe, które proponuje rząd.
Powinniśmy liczyć się z faktem, że po wejściu Polski do UE może nas czekać wielki zastój gospodarczy. Dziś wymogów UE nie spełnia około 90% hodowców krów, 90% rzeźni, a unijnym normom od-powiada tylko 25 z 424 mleczarni i 47 z 375 przetwórni ryb. Przystosowania w tym zakresie oznaczają ogromne koszty, często równoznaczne z bankructwami.
Grupą najbardziej zagrożoną integracją europejską są rolnicy. Jeszcze niedawno polscy euroentuzjaści obiecywali naszym chłopom strumień srebrników, ale już dziś, po stanowisku Komisji Europejskiej, wiemy, że dopłaty do polskiego rolnictwa nie będą tak wysokie, jak dopłaty dla rolników zachodnio-europejskich. Trzeba powiedzieć jasno – polscy rolnicy będą w UE członkami drugiej kategorii. Nawet jeśli wspomniane dopłaty wynosiłyby 100%, i tak nie zrekompensuje to strat związanych z likwidacją ponad 1,5 miliona małych, kilkuhektarowych gospodarstw rolnych, z których utrzymuje się około 4 mln. rolników. A tego właśnie żąda Unia, aby się o tym przekonać, wystarczy zajrzeć do jednego z ostatnich raportów Komisji Europejskiej. Dla rolników wejście do Unii, oznacza również kolejne obciążenia związane z podwyżką podatku VAT na maszyny rolnicze (do 22%). Wygląda na to, że eurokraci zdają sobie sprawę, że w dobie zapotrzebowania w Europie na tanią, zdrową i ekologiczną żywność (a nie na drogą, modyfikowaną genetycznie i nafaszerowaną antybiotykami, z chorobą szalonych krów i pryszczycą), polscy rolnicy stanowią realną konkurencję, i właśnie dlatego nakładają na nas takie wymogi, które rujnują polską wieś. Trudno im się dziwić, oni po prostu twardo chronią swoich interesów. Szkoda, że my tego nie potrafimy...
Już dziś wiemy, że Polska straciła na rzecz krajów Unii Europejskiej 1,5 miliona miejsc pracy (na podstawie raportu Kancelarii Sejmu), co stanowi blisko połowę oficjalnego bezrobocia. Bilans wzajemnych stosunków handlowych między Polską a UE pokazuje, że to my tracimy, a Unia zyskuje. Na mocy podpisanego w 1991 roku Układu Stowarzyszeniowego z UE, straciliśmy już 63 mld. dolarów... Aż strach pomyśleć, co nas jeszcze czeka, kiedy będziemy już członkiem tej struktury! Niestety, mimo że już dziś na Unii Europejskiej się parzymy, niektórzy czekają aż się spalimy.
Inne kraje, które już przystąpiły do tej zbiurokratyzowanej, przesocjalizowanej struktury, wyraźnie na tym straciły. Przykładem może być Austria, w której większość społeczeństwa opowiada się wręcz za wystąpieniem z UE (choć teoretycznie nie jest to możliwe, przyznała to nawet minister Danuta Huebner, zajmująca się tematyką unijną). Nawet w Hiszpanii, kraju przedstawianego w mediach jako wzór dobrze przeprowadzonej integracji, bezrobocie wynosi dziś aż 17% (źródło: HM Pocketbank), co obala mit, że to kraina „miodem i mlekiem płynąca”.
Jak widać przystąpienie Polski do Unii Europejskiej niesie ze sobą wiele zagrożeń. Ciekawe, że dziś rząd ukrywa przed społeczeństwem szczegóły przebiegu negocjacji z Unią, czego przykładem może być zachowanie ministra spraw zagranicznych, Włodzimierza Cimoszewicza, który o nowym stanowisku negocjacyjnym rządu w sprawie ziemi, najpierw poinformował Brukselę, a dopiero później - pod naciskiem opozycji i dziennikarzy - polskie społeczeństwo. Powinniśmy mieć zapewniony dostęp do wiedzy w tej jakże ważnej dla nas wszystkich sprawie. Niestety – oficjalny bilans korzyści i strat nie został przedstawiony, zamiast tego karmi się nas hasłami i sloganami, że „będzie lepiej, i już”.
Nie jest prawdziwe twierdzenie, że dla Unii Europejskiej nie ma alternatywy. Pamiętajmy, że tymi samymi argumentami przekonywano Polaków, że nie ma innej drogi niż ta pod przewodnictwem Moskwy. Dziś historia się powtarza. Błędem było to, że rządzący Polską politycy nie przedstawili pełnego wachlarza możliwości i alternatyw strategicznego rozwoju. Zamiast tego traktują Polskę jak konia z klapkami na oczach, w popłochu galopującego tylko i wyłącznie w jednym, unijnym kierunku, mimo że cierpi on na wiele chorób i schorzeń tą gonitwą spowodowanych... Coraz więcej Polaków zaczyna obawiać się, że galop ten zakończy się bolesnym upadkiem w kolczaste maliny... Oby tak się nie stało. Naturalną alternatywą dla UE jest suwerenne i niepodległe państwo, współpracujące gospodarczo z innymi narodami, ale na warunkach równych i partnerskich, na warunkach, w których Polska traktowana jest jak podmiot, a nie przedmiot (a to w dzisiejszej sytuacji w ramach UE nie jest możliwe). Jeśli już koniecznie musimy zawierać daleko posunięte sojusze, pamiętajmy, że możemy na przykład zacieśnić nasze więzi gospodarcze ze Stanami Zjednoczonymi, chociażby jako członek Nafty (o czym mówił prezydent Bush w 1991 roku). Pamiętając, że w Nafcie nie ma biurokracji, tendencji socjalistycznych, ani konieczności całkowitego wyzbywania się niepodległości, trzeba wyraźnie stwierdzić, że Nafta to alternatywa godna zastanowienia i przeanalizowania.
To, czy do Unii Europejskiej będziemy należeć, czy też nie, zależy tylko i wyłącznie od nas. Jak zapowiada rząd, w drugiej połowie 2003 roku, każdy z nas będzie miał prawo wypowiedzieć się na ten temat w ogólnonarodowym referendum. Trzeba mieć w sobie wiele wytrwałości i zdrowego rozsądku, aby nie poddać się masowej, medialnej propagandzie, w której nie ma miejsca na rzeczową wymianę argumentów, tylko na nachalną agitację za UE. Dlatego wszyscy powinniśmy zaangażować się w przekonywanie naszych rodaków, że wejście do Unii suma sumarum może oznaczać tylko nowe problemy i zagrożenia, które dotkną cały naród. Jak na razie czas gra na naszą korzyść – to znaczy na korzyść Polski. Jeszcze kilka lat temu, wedle sondaży, za integracją Polski z Unią Europejską opowiadało się ponad 80% badanych, dziś liczba ta waha się już w okolicy 50%. Jak widać prawda zawsze znajdzie czas, aby zostać przez innych zauważoną!
BIBLIOGRAFIA:
Artykuły opublikowane na internetowym serwisie Inne Strony Integracji, pod adresem: www.innestrony.pl
Dodatek „Naszego Dziennika”, zatytułowany „Za i przeciw Unii Europejskiej”, z 28.1.2002
2-K-2002