Ojczyzna.pl  

 

 

Prof. dr Janusz-Zbigniew BROŻYNA

 

 

POLSKA  DROGA  DO  EUROPY,  A  DOŚWIADCZENIA  LAT  90-tych

 

 

 

 

Sprawa dalszego włączenia Polski do cywilizacji zachodnio-europejskiej zajmuje czołowe miejsce w wypowiedziach polskich polityków i publikacjach prasowych. Jest ona jednak przedstawiana z reguły w taki sposób, jak gdyby integracja do federacji, jaką stara się uczynić z Unii Europejskiej pewna orientacja polityczna, była nie tylko jedyną drogą do tego historycznego celu, ale i niejako drogą tak naturalną i tak automatycznie potem załatwiającą problemy społeczeństwa polskiego i tego kraju, że nikt już nie odczuwa potrzeby pryncypialnej refleksji nad tym, co właściwie stanowi rację stanu tego narodu i co dla niego powinna już teraz zrobić klasa polityczna i władza państwowa. Rażący jest dziś również brak pełnej wiedzy o tym, czym w rzeczywistości jest ustrój wdrażany traktatami z Maastricht i Amsterdamu w UE, a więc co on przedstawiałby na codzień dla społeczeństwa polskiego, bo nie jest on wcale tym co rysuje dość już intensywna propaganda na jego rzecz. Rzeczywistość ta wskazuje na to, iż tradycyjne metody analizy politologicznej są dziś już nie tylko nie wystarczające, ale że mogą prowadzić do ocen i wyborów ludzkich zgoła błędnych.

 

Zastosowanie nowoczesnej metody do analizy fizyko-matematycznej procesów ludzkich (w tym zwłaszcza społeczno-gospodarczych), oraz dla stworzenia syntezy ustrojowej uzyskanych wyników na miarę potrzeb końca XX-go wieku, jakże różnych od tego co wystarczało jeszcze na początku stulecia, było postulowane już w końcu lat 40-tych przez wielu wybitnych naukowców, aby zapobiec ześlizgnięciu się cywilizacji uzbrojonej w potęgę nowoczesnej techniki w sytuację legendarnego ucznia Czarnoksiężnika, gdy zarządzać się nią będzie w oparciu o metody z dawnej epoki. Opracowanie teorii procesów społecznych i rozwoju cywilizacji jako nauki ścisłej zajęło więcej czasu, aniżeli się spodziewano, ale dzisiaj jest problemem rozwiązanym. Wynik ten pozwolił wytwórologii (bo tak się nazywa ta nowa nauka) na skonstruowanie modelu politycznego demokracji naturalnej czyli takiej, której mechanizmy, a potem gdzie całokształt ludzkiej polityki można oprzeć nie na arbitralnych, lub stronniczych konwencjach, tak typowych dla tradycyjnej formy rządów woluntarystycznych, bądź nawet ukrytego totalitaryzmu, lecz na podstawach najbardziej pewnych, jakie są człowiekowi dostępne (czyli fizykalnych, lub naturalnych), zaś samo działanie ludzkie formalnie optymalizować. Ta analiza systemowa i jej oparcie na pełnym obrazie rzeczywistości, a nie stronniczym „programie politycznym” dają nie tylko nowy obraz sytuacji, ale i przynoszą cały szereg wniosków niekiedy nawet zaskakujących, o wielkim znaczeniu i dla polskiej sceny politycznej.

 

Dla przykładu, gdy o przejmowaniu ziemi i budynków mieszkalnych przez cudzoziemców mówi przeciwnik takiego otwarcia, to ma argumenty historyczne w postaci doświadczenia wielu pokoleń jak chodzi o tego skutki, zaś gdy głos zabiera, jako adwokat interesów obcych, zwolennik takiej implantacji różnych narodowości, rodzącej potem niepotrzebnie nowe problemy, to czyni to nie mając argumentów analitycznych, ale odwołując się do umownej ideologii liberalnej (« jestem przekonany », « nie widzę przeszkód »). Jest znamienne, że w demokracji wszystkie takie głosy są traktowane na równi, chociaż ich waga rzeczowa jest bardzo różna. Tymczasem nauki ścisłe, jeżeli się wypowiadają w takiej sprawie, to analizując możliwe w przyszłości sytuacje decyzyjne i rodzaje procesów, jakie będą przez nie generowane, a więc prawdopodobny obraz przyszłości społecznej. Polskie doświadczenie historyczne jest pod tym względem wyjątkowo bogate w gorzkie doświadczenia, za które potem musiały płacić najwyższą cenę całe pokolenia, dziś często zapomnianą.

 

Historycznie biorąc, człowiek w każdej ze znanych cywilizacji starał się jednak nadać swemu społeczeństwu pewną organizację, chociaż dawniej mógł to czynić tylko w oparciu o wiedzę, która w swej istocie opierała się na intuicji i konwencjach arbitralnych (chociaż z biegiem czasu wspartych  pewnymi regułami dyscyplinującymi rozumowanie ludzkie). W ten też sposób intuicja skrystalizowana w filozofii Oświecenia pozwoliła w oparciu o szereg umów w gruncie rzeczy arbitralnych stworzyć formę ustrojową znaną jako demokracja liberalna i szereg jej odmian narodowych, czy ideologicznych, która jednak w dzisiejszych czasach pomimo posiadanego obecnie bogactwa, jest już od pewnego czasu bezradna nie tylko wobec problemów ludzkich i społecznych, ale i wobec potęgi nowoczesnej techniki, strumieni informacji i autonomii gospodarki. Ten stan rzeczy powoduje, że nawet małe niedoskonałości ustroju intuicyjnego wyrządzają olbrzymie szkody kulturowe, ludzkie i społeczne, nie mówiąc o środowisku naturalnym, w którym zmiany wprowadzone zaledwie przez kilkadziesiąt lat niefrasobliwej gospodarki liberalizmu noszą już symptomy zagrożenia możliwości egzystencji ludzkiej na planecie Ziemia. Arbitralny w gruncie rzeczy charakter dotychczasowych rozwiązań ustrojowych otworzył też drogę aż do tzw. demokracji ludowych i form totalitarnych.

 

 

Problem ustroju Unii Europejskiej

 

Jeżeli chodzi o budowę Unii Europejskiej, to odbywa się ona wciąż w oparciu o XVIII-wieczny racjonalizm oświeceniowy, ale tym razem w wersji skrajnie liberalnej i kosmopolitycznej, zrywającej definitywnie z wartościami chrześcijańskimi i europejskimi tradycjami narodowymi, które stworzyły naszą cywilizację, czego nikt zdaje się w Polsce nie dostrzegać, ani rodowodu nazistowskiego jej obecnych form unijnych. Główny temat stanowiący dzisiaj na Zachodzie kierunek tworzenia faktów dokonanych, to wybór opcji federalnej, preferowanej przez dotyczczasowe traktaty konstytucyjne, wbrew opcji konfederalnej, za którą opowiada się większość opinii publicznej, intelektualistów i naukowców na Zachodzie, jako niezbędnej do zachowania suwerenności i rozwijania kultury, będącej zawsze zjawiskiem narodowym. W tym ostatnim rozwiązaniu chodzi o powołanie związku niepodległych państw narodowych pomagających sobie wzajemnie, a nawet zlecających wspólne rozwiązanie problemów, które - jak obrona narodowa - przekraczają dziś możliwości pojedynczego państwa. Większość ta jest jednak dzisiaj niezorganizowana i rozproszona od lewicy po prawicę polityczną, co ułatwia zwolennikom federacji bezpaństwowej narzucenie swoich koncepcji (np. kanclerz Kohl wyraźnie powiedział w swym wywiadzie dla TV francuskiej, że nie organizuje u siebie referendum w sprawie akceptacji traktatu z Maastricht, gdyż na pewno by przegrał), koncepcji korzystnych dla jednostronnych bo monetarnych interesów międzynarodowych, ale uniemożliwiających dobre rozwiązywanie problemów narodowych.

 

Za opcją federalną stoi natomiast siła i aparat wielkiego kapitału międzynarodowego, który z wielu powodów, których nie możemy tu już omawiać, dąży w ogóle do likwidacji państw narodowych i suwerennych, oraz do zaprzestania kierowania się w życiu innymi wartościami i kryteriami, aniżeli czysto finansowe, prezentując niejednokrotnie to swoje usiłowanie jako rzekomą tendencję naturalną procesów historycznych, co jest zwykłym nadużyciem postawy naukowej. W tym więc jednostronnym duchu są też natomiast zredagowane traktaty z Maastricht i Amsterdamu, konstytuujące obecnie UE i zawierające w tym celu ogromną ilość postanowień operacyjnych, eliminujących z praktyki europejskiej nie tylko ostatnie wartości pochodzenia chrześcijańskiego, ale nawet te tak typowe od zawsze dla ludów indoeuropejskich, w odróżnieniu od promowanych teraz rozwiązań pochodzenia pozaeuropejskiego, gdzie były one dalekie od stworzenia cywilizacji równie rozwiniętej, jak chrześcijańska i które nie występowały nigdy w żadnej z kultur starego kontynentu, a których prawidłowość nie ma nawet poparcia w żadnej analizie teoretycznej (np. kult złotego cielca, jako wartości maksymalnej organizującej społeczeństwo występował w różnych kulturach azjatyckich, a nigdy w europejskiej, lub zrównanie w obowiązkach kobiet z mężczyznami, podczas gdy w tradycjach europejskich kobieta cieszyła się zawsze szczególnym szacunkiem i opieką i td). O tych sprawach dziwnie milczą polscy politycy i obecne polskie media, ale akceptują je nowe polskie ustawy.

 

Powstają więc wcale nie retoryczne pytania, czy takie rozwiązania ustrojowe są dobre dla UE w perspektywie historycznej, jak to narzuca projekt jej konstytucji, oraz czy Polacy chcą pomimo braku argumentów rzeczowych na ich korzyść, podjąć ryzyko implantowania takiego właśnie porządku społecznego w swym kraju, jak to im obecnie oferują politycy liberalni będący w niewielkiej mniejszości, a działający z nieznanych pobudek  osobistych na rzecz integracji z taką federacją podporządkowującą każde społeczeństwo jej arbitralnym konwencjom, odbierając demokratyczną władzę ludziom? Na pierwsze pytanie nauki tradycyjne (filozofia, politologia, ekonomia) nie potrafią odpowiedzieć, bo wykracza to poza ich możliwości analityczne, zaś nauki ścisłe badające od niedawna procesy społeczno-gospodarcze odpowiadają jednoznacznie, że są to rozwiązania samobójcze. Zarazem projekt konstytucji dla UE, pozbawiony jakichkolwiek mechanizmów humanistycznych, oraz relacji ze światem nauki (uważając, że urzędnicy centrum władzy totalitarnej mają kwalifikacje wystarczające do sprawowania władzy w społeczeństwie wysoko rozwiniętym), gwarantuje przyspieszenie procesu destrukcyjnego. Analiza formalna tych procesów nie tylko potwierdza bowiem stary werdykt filozofii, dowodząc, że taka forma ustroju liberalnego musi w krótkim czasie doprowadzić do zniszczenia cywilizacji, ale i że w to miejsce z pewnością nie zainstaluje się żadnej alternatywy konstruktywnej, chociaż wielki kapitał ma i tak szanse zachowania potem wielkiej części zainkasowanych w międzyczasie zysków.

 

 

Potrzeby krajów rozwijających się, a ustrój Unii Europejskiej

 

Ale redukując pierwsze pytanie tylko do samego zagadnienia optymalizacji działania ludzkiego  widać wyraźnie, że liberalne i monetocentryczne rozwiązanie modelowe przyjęte w Unii Europejskiej jest dalekie od tego co jest optymalne dla krajów rozwijających się. Jeżeli bowiem formalnie to działanie przedstawić ogólnie w postaci funkcji wielu zmiennych, to optymalizacja jej ze względu na dynamizację rozwoju jest zupełnie innym zagadnieniem i ma inne optimum, aniżeli optymalizacja ze względu na cele walutowe, droga Unii Europejskiej ukonstytuowanej przez kraje już rozwinięte i zamożne, pragnące zachować swe przywileje i siłę nabywczą swej waluty (nb. dla nowo przyjętych krajów mniej zamożnych, traktat z Amsterdamu przyjął nawet nieco inny status « drugiej szybkości rozwoju », a bynajmniej nie pomocy w dogonieniu czołówki, co byłoby sprzeczne z zasadą konkurencji kapitalistycznej, eliminującej słabszych : patrz kraje postkomunistyczne, przekształcone w teren eksploatacji neokolonialnej, gdzie żaden problem lokalny nie zastał rozwiązany, a gdzie narzucono wiele nowych ciężarów).

 

Tak więc mówiąc w języku matematycznym, zadanie rozwoju Polski i zyskownego funkcjonowania zamożnych krajów Unii stanowią dwa zupełnie różne problemy wariacyjne. Jak to w praktyce działa można zobaczyć na przykładzie potrzebnego Polsce długotrwałego wysokiego tempa rozwoju gospodarczego, będącego jednak niepożądanym dla Unii Europejskiej, która dała zresztą temu wyraz na piśmie, zobowiązując rząd polski (sic!) przekazanymi w marcu 1998 « wytycznymi do integracji » (nb. nie ujawnionymi polskiej opinii publicznej), do troski o « nie przegrzewanie gospodarki », co też po kilku latach ożywienia, jak wszyscy zaobserwowali, natychmiast zostało wprowadzone w życie przez kierujących gospodarką polską w postaci zahamowania tempa wzrostu, komentowanego potem do dzisiaj jako rzekomo bezprzyczynowe « zwolnienie koniunktury ».

 

 

Strategiczny wybór drogi dla Polski

 

Już « Narodowa Strategia Integracji » przyjęta przez Rząd i Sejm w styczniu 1997 stwierdza, że korzyści z integracji i jej kosztu nie da się konkretnie obliczyć, ani oszacować i cała agitacja na rzecz tej operacji jest oparta na mnożeniu ogólnikowych superlatyw bez pokrycia pod adresem Unii, bądź wręcz dezinformacji (patrz np.nagłaszana latem 1999 sprawa 38 mld USD « pomocy », która ma rzekomo doprowadzić polską sieć drogową i kolejową do standardów zachodnich, a co w rzeczywistości jest kwotą pokrywającą zaledwie kilka procent potrzebnych do tego nakładów, aczkolwiek wystarczającą na spektakularne wybudowanie sieci autostrad, które potem będą przynosić inwestorom corocznie wielomiliardowe zyski). Stanu tego nie potrafiła naprawić zmiana rządów z lewicowych na prawicowe, co oznacza, że politycy sprawujący w kraju władzę są albo zbyt często ludźmi niekompetentnymi, albo znają prawdę, ale nie chcą jej ze względów osobistych ujawnić społeczeństwu (patrz np. sprawa systemu emerytalnego, lub reforma służby zdrowia nie w interesie chorych, lecz wskaźników budżetowych).

 

Nie wchodząc tu w dyskusję tego obszernego, choć istotnego zagadnienia, zasygnalizujmy tylko fakt podstawowy, a mianowicie przy założeniu, że gospodarka polska będzie się rozwijać w miarę równomiernie (bez względu na to, kto będzie jej właścicielem), to w ciągu dwu najbliższych już żyjących pokoleń wytworzy zyski netto w wysokości kilku tysięcy miliardów (a nie milionów) dolarów. Cała rzecz idzie więc o to, z czego politycy w kraju zdają się nie zdawać sobie sprawy, lub mają powody, by o tym nie mówić, kto zainkasuje te pieniądze i na co one pójdą. Ten wynik należy skonfrontować z dwoma kolejnymi faktami, a mianowicie że na doprowadzenie materialne kraju do poziomu zachodniego (a nie reformy słowne) trzeba w Polsce zainwestować trzy do pięciu tysięcy miliardów dolarów, przeważnie w infrastrukturze nie przynoszącej zysków bezpośrednich (nb. w sąsiednim b.NRD zainwestowano już w latach 90-tych około tysiąca miliardów dolarów na ludność blisko trzykrotnie mniejszą, aniżeli polska i nie mając na ogół problemu naturalizacji tych nakładów). Tymczasem wszyscy politycy w kraju pomijają milczeniem ten podstawowy problem, bez rozwiązania którego nie ma co marzyć o żadnym rozwoju kraju, zaś Polska będzie skazana na rolę zacofanej kolonii zamożnych krajów zachodnich, a co zdolniejsi Polacy na szukanie pracy za granicą dla obcych.

 

 

Fakt drugi, zniekształcany przez zbyt ogólnikowe wypowiedzi polega na ukrywaniu, że kapitał obcy przychodzi inwestować wyłącznie po to, aby ściągać zyski i realizować swoje cele, a nie po to aby załatwiać problemy kraju gospodarzy, lub mnożyć rzekome korzyści obustronne (których proporcje ilustruje od dawna słynny przepis kulinarny na zupę z gwoździa). Jeżeli ktoś nie zna jeszcze tej prawdy, to może ją poznać w ogromnej skali studiując historię kilkudziesięciu lat doświadczeń dziesiątków państw, które były objęte działalnością Banku Swiatowego, lub Międzynarodowego Funduszu Walutowego, w wyniku czego ani jeden z nich nie został wyprowadzony z pozycji niedorozwiniętego, a wszystkie wpadły w legendarne zadłużenia, zniszczyły sobie infrastruktury społeczne i gospodarcze, a także kultury lokalne niezbędne do funkcjonowania społeczeństwa i państwa i td, podczas gdy potrafiły wydźwignąć się wtedy z zacofania liczne kraje azjatyckie stosujące zupełnie inne metody i stawiające na samodzielność, oraz odpowiedzialność swych obywateli, ale także i przywódców politycznych.

 

Natomiast nagłaszana ewentualna pomoc możliwa do uzyskania kiedyś z UE i przedstawiana w gołosłownych (tj. znowu bez poparcia rachunkiem) wypowiedziach politycznych, jako panaceum, w konkretnych liczbach przedstawia kroplę w morzu, bez poważniejszego znaczenia dla załatwienia wymienionych potrzeb : rozwiązanie może przynieść Polsce tylko reinwestowanie w kraju przez dwa pokolenia prawie całości robionych i nie ukrywanych tam zysków, jak to zresztą robił u siebie w przeszłości przez kilka pokoleń każdy z krajów zachodnich, dzięki temu dziś zamożnych.

 

Jeżeli chodzi o doświadczenia z przeszłości, to wobec licznych i dotkliwych ograniczeń i rygorów finansowo-budżetowych, a nawet politycznych, jakie nakładają traktaty z Maastricht i Amsterdamu, których słuszności i zasadności również nikt nie udowodnił nawet teoretycznie, ani nie sprawdził eksperymentalnie w małej skali, trzeba podkreślić że wszystkie bez wyjątku kraje rozwinięte doszły do dzisiejszego bogactwa manipulując przez długie lata swobodnie i bez żadnych rygorów wszystkimi parametrami makroekonomicznymi (poczynając od ustalania stopy podatków) tak, jak to było optymalne w zmieniającej się sytuacji społecznej i ekonomicznej. Obecnie nałożone rygory mają natomiast na celu ochronę już uzyskanego bogactwa i pozycji międzynarodowej, wysoce korzystnej dla tamtych państw.

 

Nie można tu pominąć jednak i innych aspektów modelu ustrojowego praktykowanego dziś na Zachodzie. Wysoce niedoskonałe, bo tworzone w minionych czasach, struktury ustrojowe liberalnych demokracji zachodnich powodują, że m.in. około 60 mln mieszkańców bogatej Unii Europejskiej żyje w biedzie lub nędzy, nie mając w sposób trwały dostępu do dobrodziejstw nowoczesnej cywilizacji ani dla siebie, ani dla swych dzieci. Zyją oni wspomagani na codzień przez kolosalne sumy różnych alokacji, dotacji itd, o jakich w Polsce nie ma co marzyć w żadnej dającej się przewidywać rachunkiem przyszłości (to nie Bruksela, lecz fundusze narodowe są tym obciążone, co nb. jest zresztą szkolnym błędem systemowym tego rozwiązania!).

 

Ten odsetek ubogich notowany dziś na Zachodzie, przeniesiony na warunki polskie oznacza, że dotkliwy już obecnie proces zubożania i rozwarstwiania społeczeństwa polskiego dopiero się rozpoczął i za kilkanaście lat - w przypadku przeszczepienia do Polski liberalnych rozwiązań unijnych - musi przesunąć na margines ubóstwa w kraju co najmniej 9 mln osób, czemu nie zapobiegną optymistyczne, ale werbalne zapewnienia polityków i mediów. Zaden też kraj o poziomie dochodu narodowego zbliżonym do polskiego nie jest w stanie znaleźć w swym budżecie środków potrzebnych na skuteczną pomoc społeczną dla tak dużej populacji czyli, że wprowadzanie w kraju modelu liberalizmu lansowanego przez urzędników brukselskich jest możliwe tylko dzięki unikaniu przez funkcjonariuszy i polityków polskich konkretnych analiz i rachunków. Już sam ten problem, oprócz niezwykle kosztownych rozwiązań zachodnich w dziedzinie instytucji użyteczności publicznej, które nie wiadomo kto miałby w takim modelu u nas finansować, wystarczają aby poddać pod wątpliwość celowość przeszczepiania do Polski tzw. standardów zachodnich, których funkcjonowania nikt z fachowców krajowych nawet bliżej nie przeanalizował (patrz np. przerzucanie na samorządy, lub ubezpieczenia indywidualne różnych ciężarów, które w społeczeństwie solidarnym powinny być ponoszone wspólnym wysiłkiem przez cały naród i organizowane ogólnospołecznie przez rząd).

 

 

Dziedzictwo pierwszego dziesięciolecia w Polsce bez totalitaryzmu

 

Bilans faktów dokonanych, jakie już przyniosła dekada lat 90-tych potwierdza w praktyce tę wyżej zasygnalizowaną tendencję, włącznie z utratą przez Polaków wielu atrybutów władzy suwerennej we własnym kraju, na rzecz życzeń interesów brukselskich (podkreślmy, że moskiewska centrala b.RWPG nigdy nawet nie marzyła o tak wielkiej władzy w b. PRL, jaką już dzisiaj posiadają ośrodki zachodnie działające na terenie Polski, włącznie z kształtowaniem opinii publicznej przez media kierowane wg. potrzeby ośrodków obcych, a nie przez polski interes narodowy, co nie ma miejsca w żadnym kraju zachodnim ; nigdy też Moskwa nie redagowała pism i pouczeń do rządu warszawskiego w takim tonie zwierzchnim, jak to praktykuje Bruksela).

 

Na tle pierwszych i bardzo nielicznych publikacji o masowym już przejęciu gospodarki polskiej przez zagranicę przypomnijmy, że doświadczenie zachodnie dawno już dowiodło, iż obecność obcego kapitału powyżej 15% własności gospodarki zaczyna odbierać suwerenność polityczną. Dlatego też - patrz kategoryczna obrona newet silnej skądinąd Japonii przed implantacją kapitału amerykańskiego, o co on zabiega od lat nie szczędząc dowolnych form nacisku - w żadnym kraju zachodnim obecność ta nie przekracza kilkunastu procent (np. w Niemczech wynosi około 10%) i to pomimo, że jak chodzi o transfer zysków, to jest tam on z reguły kompensowany własnymi inwestycjami w innych krajach, o czym Polska nie może jeszcze nawet marzyć (jedyny wyjątek stanowi Francja, ale chodzi tam nie o implantację kapitałową obcych centrów władzy gospodarczej i politycznej, lecz amerykańskich instytucji emerytalnych, które na koszt gospodarki francuskiej powiększają wypłaty rent i emerytur swym klientom za oceanem).

 

Pomimo że i na Zachodzie istnieją wciąż tego rodzaju usiłowania, powyższy odsetek obcej obecności w gospodarce i mediach w żadnym z tamtych krajów nie przekracza wspomnianego pułapu po prostu dlatego, że rząd i opinia publiczna pomimo liberalizmum, ale nie zapominając o własnej racji stanu, na to tam nie pozwalają. Trudno więc zrozumieć łatwość, z jaką ten proces odbył się w Polsce, co już dzisiaj wyklucza swobodny rozwój życia politycznego w interesie tego społeczeństwa (patrz jednostronna propaganda prawie całej prasy polskiej), a nawet całej tej części Europy, nie mówiąc o zainstalowaniu w ten sposób na terenie kraju potężnej machiny konfliktogennej, do niczego konstruktywnego temu narodowi nie potrzebnej, która stopniowo zacznie destabilizować ten rejon.

 

Tymczasem w Polsce już tylko kilkanaście procent znaczącej gospodarki należy do Polaków, a więc pytanie z jakich środków ma być finansowana modernizacja kraju, nie jest wcale pytaniem retorycznym, od którego na razie politycy uciekają nie robiąc żadnych poważniejszych reform materialnych. Lata 90-te przyniosły bowiem wiele reform w świecie słów (ustawy, przepisy, deklaracje polityczne), ale nie mówiąc nawet o ich jakości będącej niestety oddzielnym problemem, w świecie realiów materialnych - pomijając to, co na ziemi polskiej zrobili obcy dla siebie - bilans tej dekady jest najbardziej skromny z całego okresu powojennego. Nie zmodernizowano więc ani znaczącej części sieci drogowej i kolejowej, a tysiące mostów i skrzyżowań bezkolizyjnych nadal brakują w kraju, ani nie poprawiono w sposób istotny wyposażenia szkół, szpitali, przychodni lekarskich, czy sądownictwa, nie podjęto inwestycji w gospodarce wodnej na skalę ogromnych potrzeb mieszkańców i przedsiębiorstw, ani w gospodarce wiejskiej, ani nie podjęto rozwiązania sprawy mieszkań dla wszystkich, nie ożywiono nowym duchem kultury polskiej, życia teatralnego, sal koncertowych, zespołów artystycznych, stanu muzeów, galerii, działalności folklorystycznej, tak żywej na Zachodzie. Fundusze na badania naukowe, oraz uposażenia naukowców zredukowano do nie znaczącego poziomu, tak odległego od standardów zachodnich, nie troszcząc się o przyszłość kraju i narodu.

 

Równocześnie inwestorzy zagraniczni, pomimo że każda działalność produkcyjna i handlowa wytwarza wartość dodatkową (inna jest rzecz, czy księgowość ją ujawnia w postaci zysku), uzyskali prawie z reguły od funkcjonariuszy władz polskich koncesje umożliwiające im przez b.długi czas niepłacenie podatków, ani innych świadczeń finansowych lub rzeczowych na rzecz kraju, co jest równoważne (nic w przyrodzie, a więc i w gospodarce nie jest za darmo) dotowaniu ich działalności przez wysiłek społeczeństwa polskiego, podczas gdy równocześnie pod pretekstem negocjacji integracyjnych Bruksela łamiąc suwerenność państwa, kategorycznie zwalcza pomaganie przez rząd polski przedsiębiorstwom polskim, oraz udzielanie różnych ulg tam, gdzie nie leży to w interesie Unii Europejskiej. Nie stworzono też więc żadnej koncepcji likwidacji masowego bezrobocia, a kierownictwo życia gospodarczego w kraju w ogóle się tym tematem poważniej nie zajmuje.

 

Dalej, w latach 90-tych zniszczono przemysł narodowy (Polska nie ma dziś ani jednej « lokomotywy », któraby mogła wymuszać postęp techniczny w ośrodkach i przedsiębiorstwach krajowych, lub pretendować do pozycji specjalności narodowej), a prywatyzacja, która na Zachodzie służy wzmocnieniu pozycji danych przedsiębiorstw wobec konkurencji (z dużą troską o pozycję narodową), w Polsce stała się synonimem zwykłego oddawania gospodarki w obce ręce razem z już zagospodarowanym rynkiem zbytu tak, jakby na świecie nie było innych wypróbowanych sposobów zdobywania kapitału, ale za to jak życzy sobie tego szukający nowych zdobyczy liberalizm międzynarodowy. Itd.
Z drugiej strony, jeszcze Polska nie jest członkiem Unii Europejskiej, a już troska o zadośćczynienie jej kryteriom walutowo-budżetowym jest dla polityków ważniejsza od troski o stan kultury narodowej, oświaty, bezpieczeństwo obywateli, zdrowie ludzkie, czy nawet ściąganie podatków, chociaż żadna analiza naukowa nie pokazała, że na tym etapie rozwoju kraju w ogóle ta sprawa należy do szczególnie ważnych, jak to ma miejsce w przypadku krajów już urządzonych i zamożnych.  Ekstrapolacja wyników tej dekady ku przyszłości nie jest więc wcale optymistyczna.

 

Wydarzenia roku 1989 zdawały się zwiastować renesans dla Polski, ale dotychczas nikt nie opracował żadnego takiego programu wszechstronnego rozwoju narodowego ; nikt też nie opracował wielkiego programu działania dla młodych, aby dać im szanse życiowe związane z budową takiej Polski, jakiej potrzebują jej mieszkańcy, a także ta część Europy (Polska jest w końcu największym krajem tego regionu od Bałtyku do Adriatyku, ma więc wobec niego konkretne obowiązki tak, jak każdy większy kraj w swym rejonie!). Bez ożywienia skutecznej polityki polskiej w interesie krajów tego rejonu, znowu rozwijają na tym obszarze swą politykę mocarstwa obce regionowi, z ich interesami które znowu muszą działać obiektywnie przeciwko interesom narodowym kilkunastu krajów, już raz ubezwłasnowolnionych przez Kongres wiedeński z 1815r, co do dziś owocuje negatywymi skutkami, nic więc dziwnego iż Zachód niechętnie patrzy na możliwość uaktywnienia Polski na tym terenie. Wbrew swej racji stanu, w całym tym rejonie Polska jest wciąż praktycznie biorąc nieobecna tak gospodarczo, jak i kulturalnie czy polityką zagraniczną, nie mówiąc o dostrzegalnej w swych skutkach pomocy krajom ościennym, masowych stypendiach itp. Zachód zdążył też już odebrać Polsce w oczach tamtejszej opinii publicznej i polityków moralną zasługę obalenia komunizmu: dla niej dzisiaj, to nie stworzenie przez naród polski takiego zjawiska społecznego, jakim była przed 20-tu laty „Solidarność”, a 10 lat później taki fakt polityczny, jakim był „okrągły stół” oddziałowujące silnie na sąsiadów zrodziły upadek komunizmu, lecz likwidacja muru berlińskiego gdy tam totalitaryzm nie miał już sił potrzebnych do egzystencji. Podobnie nikt na Zachodzie nie zdaje sobie nawet w przybliżeniu sprawy z wkładu narodu polskiego do likwidacji totalitaryzmu hitlerowskiego, bo dzisiejsze polskie służby zagraniczne nikomu wiedzy w obu tych sprawach nie przeszczepiają.

 

Nikt nie zadbał też o ściągnięcie na powrót do kraju blisko miliona ostatnich emigrantów (a emigrują przecież najbardziej dynamiczne i utalentowane jednostki, których tak dzisiaj brakuje, patrząc na realia !), jak to nb.potrafili zrobić komuniści po wojnie, odwrotnie, zabieganie o możliwość dalszej emigracji jest jednym z głównych tematów negocjacji integracyjnych ! Nikt nie dba o opinię Polski na Zachodzie, gdzie znajomość Afryki i tamtejszych ludów jest wciąż - poza Niemcami i Austrią - większa, aniżeli naszego kraju i jego dorobku historycznego. Problemy dzisiejszej Polski zostały za to zredukowane do gier partyjnych, ambicji personalnych polityków i egoizmu indywidualnego w sferze materialnej, oraz całego szeregu tematów zastępczych, które odwracają uwagę społeczeństwa od tego co stanowi jego rację stanu, której problematyka zdaje się nie interesować nikogo.

 

Każda działalność gospodarcza ma też poważny wpływ na kształtowanie określonego rodzaju stosunków społecznych i międzyludzkich. Pod tym względem model liberalny jest znany, jako wyjątkowo silnie oddziaływujący na rozwarstwienie społeczeństwa i na formowanie postaw wysoce egoistycznych, nie mówiąc o radykalnej dehumanizacji i usuwaniu na margines bez znaczenia tzw. wartości wyższych, co też nie martwi nikogo. Obserwując życie polityczne w kraju i nadające tam ton wypowiedzi osób mających znaczenie w życiu publicznym odnosi się wrażenie, że problematyka ta w ogóle nie interesuje ani sprawujących władzę, ani ugrupowań i przywódców politycznych, ani nauki. Jest to zjawisko wręcz groźne dla przyszłości tego narodu i jego miejsca na arenie międzynarodowej.

 

 

Implantacja cudzych rozwiązań modelowych

 

Zadawalanie się ogólnikowymi hasłami politycznymi w miejsce rzetelnej analizy liczbowej można zilustrować na przykładzie koniecznej w kraju restrukturacji rolnictwa. Politycy prowadzący negocjacje z Brukselą, starając się utrzymać swą pozycję zgodną z duchem wywieranych na Polskę nacisków, mówią o podjęciu się dokonania tej operacji w terminie kilkunastu lat (nb. całość przygotowań integracyjnych jest prowadzona w znamiennym i dziwnym pospiechu, nie mającym precedensu w normalnej dynamice procesów społecznych i politycznych, sprawiając wrażenie zamiaru stworzenia faktów dokonanych właśnie zanim społeczeństwo będzie dobrze poinformowane i samo zorientuje się, o co tu chodzi w skali historii kraju, co samo w sobie jest działaniem konfliktogennym).

 

Operacja taka wymaga, jak wiadomo, przesunięcia z rolnictwa do innych sektorów dwa do trzech milionów osób zawodowo czynnych. Na Zachodzie dokonywano tego stopniowo w ciągu około dwu pokoleń i to głównie w okresie powojennym, kiedy odbudowa po ogromnych zniszczeniach wojennych wymagała olbrzymich ilości dodatkowych rąk do pracy w przemyśle i budownictwie, oraz sektorach towarzyszących, wchłaniając z łatwością nadwyżkę sił roboczych zwalnianych z rolnictwa.

 

Tymczasem w Polsce, po pierwsze nia ma takiego zapotrzebowania. Po wtóre, przesunięcie tych milionów ludzi do innych zawodów wymaga ich przeszkolenia profesjonalnego : w jakich zawodach ? gdzie są instruktorzy tych nowych zawodów ? gdzie są odpowiednio wyposażone szkoły zawodowe na ich przyjęcie ? kto ma pieniądze na zbudowanie trzech milionów miejsc pracy (chodzi o kwotę większą od całego rocznego dochodu narodowego Polski) ? gdzie jest rynek zbytu, który mógłby wchłonąć tak kolosalną nową produkcję ? Podobnie przedstawia się całe zagadnienie przeszczepienia do Polski tysięcy stron zachodniego ustawodawstwa, stworzonego do zupełnie innych warunków rzeczowych, obyczajowych, etycznych i td, nie mówiąc nawet o technice poprawnego tłumaczenia i pracochłonności adaptacji do tysięcy postanowień polskiego systemu prawnego. Nie wolno tu też pomniejszać problemu konfliktogennego otwarcia granic dla masowego napływu obcokrajowców, zwłaszcza tych pochodzenia pozaeuropejskiego, których Unia pragnie się pozbyć z okazji integracji dowodząc u siebie, że ich haseł ideologicznych w tej sprawie (podzielanych również bez żadnego dowodu przez liberałów w kraju) nie da się wprowadzić do praktyki, co dzisiaj nauki ścisłe potwierdzają kategorycznie, a nawet wyjaśniają na poziomie mechanizmów sprawczych. Tego rodzaju zobowiązania polityczne robią wrażenie posunięć negocjacyjnych ze strony osób, które same nigdy w życiu nie były obciążone rozwiązaniem konstruktywnym i do końca jakiegokolwiek poważniejszego problemu, a więc nie zdają sobie sprawy  z tego, o co tu w ogóle w praktyce chodzi.

 

Na tle tej fali obiecującej załatwienie problemów krajowych importem cudzych rozwiązań i cudzym wysiłkiem gospodarczym nic dziwnego, że żadne z głównych ugrupowań politycznych w kraju - UW, AWS, SLD, PSL - w ogóle nie podejmuje konkretnej dyskusji ogólnospołecznej na temat, w jaki sposób pragnie ono przystąpić już nie do reform werbalnych (jeszcze za rządów Gomułki mądrość ludowa, obserwując poczynania władz ukuła powiedzenie « jak nie może być lepiej, to niech będzie chociaż inaczej »), lecz do materialnego unowocześnienia kraju, oraz do obrony interesu narodowego przed obcym żywiołem (o interesy mondializującej zagranicy, o czym się tyle mówi w kraju, martwią się wystarczająco skutecznie oni sami) tak, jak to czyni każdy kraj zachodni wykorzystując do tego Unię, czego obfite przykłady unikają również omawiania przez polskie media i krajowych polityków.

 

 

Istota demokracji

 

Przykład narzucania Polsce rewolucji w rolnictwie przez interesy zagraniczne, które chcą się pozbyć groźnego konkurenta w tej dziedzinie i zarazem wprowadzając w kraju chaos, oraz sztucznie stworzone trudności, zredukować znaczenie Polski na arenie międzynarodowej, jest przykładem znacznie bardziej podstawowego problemu, jakim jest fundamentalna różnica pomiędzy ustrojem demokratycznym i totalitarnym, tak poważnie ciążąca i nad koncepcją konstytucji unijnej opracowanej przez urzędników w Brukseli.

 

Po pierwsze, istota demokracji polega nie na terminologii i pozorach instytucjonalnych (bo np. wcale nie wszystkie parlamenty zachodnie są reprezentacją demokratyczną społeczeństwa, a niektóre, jak np. we Francji, pozostawiają nawet jedną trzecią ludności uprawnionej do głosowania w ogóle bez posłów), lecz na tym, że informacje na których obdarzeni władzą decydenci opierają swe działanie są pobierane ze społeczeństwa, odpowiadając w ten sposób na jego rzeczywiste problemy, a więc stanowią same część prawdy o tejże rzeczywistości. Nawet w przypadku nowości ustalonych naukowo (a nie w interesie grup nacisku) najpierw w demokracji należy do nich przekonać zainteresowaną ludność, a jeżeli politycy tego nie potrafią, to znaczy albo że nie posiadają kwalifikacji do sprawowania władzy w dzisiejszym już skomplikowanym świecie, co i na Zachodzie jest częstym zjawiskiem, skąd ich bezradność wobec problemów społecznych, albo też że społeczeństwo jest jeszcze niedojrzałe do tego rodzaju inowacji.

 

Oznacza to, że problem dojrzewania społecznego do zmian i reform odgrywa zasadniczą rolę w funkcjonowaniu prawdziwej demokracji, chociaż jest to proces niezbyt szybki. Przy dzisiejszych masowych migracjach ludności należy też podkreślić, że chodzi tu nie o tzw. większość demokratyczną, ale o ten naród który asymilując dostatecznie konstruktywny system wartości stworzył porządek społeczny i postęp cywilizacyjny, z którego dziś kraj korzysta i który też naród ponosi sam odpowiedzialność za jego przyszłe losy, bo nikt inny tej odpowiedzialności nie może dźwigać. Od tej konkluzji wyłonionej przez formalną analizę strumieni informacyjnych w funkcjonowaniu społeczeństwa nie ma żadnego odwołania, czegoby nie głosiła w świecie słów ideologia intelektualna.

 

Odwrotnie, jakiekolwiek zmiany ustrojowe i reformy wymyślone na zewnątrz społeczeństwa przez ideologów krajowych, czy zagranicznych i narzucane głosowaniem, lub bez niego przez manipulacje polityczne, są typowym działaniem totalitarnym wobec tegoż społeczeństwa i narodu, który dał mu byt suwerenny. Żadne usprawiedliwienia w świecie słów nie są w stanie wytłumaczyć tego rodzaju praktyki, która jest wtedy mniej lub więcej ukrytą formą rzeczywistego totalitaryzmu.

 

 

Reformy ustrojowe dla Polski

 

Te i wiele innych względów tak teoretycznych, wynikających z dzisiejszego postępu nauki, jak i praktycznych, podyktowanych realiami Polski, wskazują na to, że wybór dla tego kraju drogi odpowiedniej na III-cie tysiąclecie powinien być wyborem III-ciej drogi (vide Norwegia, czy Szwajcaria nie należące do UE, a korzystające przecież bez ograniczeń z dowolnych osiągnięć Zachodu), a nie kopiowaniem cudzych rozwiązań i to kopiowaniem na warunkach niezwykle kosztownych (patrz wysokość ceł, podatków i innych świadczeń liczących się już na miliardy rocznie i nie uiszczanych przez obcy kapitał Polsce), oraz odbierających Polsce suwerenność, a w perspektywie i niepodległość. Znamiennym przykładem, ilustrującym zarazem co oznacza dla życia codziennego skrajny liberalizm w wersji lansowanej przez Brukselę, a nb. nigdzie jeszcze w Europie w tej skali nie praktykowany, stanowi wprowadzany w Polsce system emerytalny przez kapitalizację.

 

System ten jest niewątpliwie najbardziej korzystnym rozwiązaniem i dla wielkiego kapitału i dla rządu, który pragnie pozbyć się maksimum kłopotów społecznych (patrz też reforma służby zdrowia, świadcząca zarazem o nie znajomości przez jej autorów funkcjonowania podsystemów społecznych). Jest to równocześnie rozwiązanie najbardziej społecznie niesprawiedliwe, pogłębiające rozbicie społeczne i to w miejscu najbardziej nieludzkim, jakim jest skazanie na nędzę na starość tej ludności, która i tak całe życie jest w najtrudniejszej sytuacji materialnej (w tym systemie będzie ona miała emerytury co najmniej dwukrotnie niższe, aniżeli w systemie ogólnospołecznym !). Nic więc dziwnego, że na Zachodzie, gdzie system ten ma duże trudności w rozpowszechnianiu z powodu świadomości społeczeństwa, o jaką stawkę tu chodzi, prasa tamtejsza z podziwem odnotowała łatwość i szybkość z jaką wprowadzono to rozwiązanie w Polsce, dając zarazem wyjaśnienie ewenementu : społeczeństwo polskie jest po prostu nie świadome, co za tym systemem się kryje bo nie zastało o tym poinformowane.

 

Ale tenże sposób wprowadzenia przedmiotowej reformy w Polsce ilustruje zarazem, jak dalece liberalizm jest modelem niedemokratycznym, bo elementarnym wymogiem demokracji jest przed wprowadzeniem jakiejkolwiek reformy poinformownie szczegółowe ludności o jej zasadach, zaletach i wadach, oraz zorganizowanie ogólnospołecznej dyskusji na temat, jakie rozwiązanie społeczeństwo pragnie u siebie i dla siebie widzieć. Niestety, to złe doświadczenie i jego wszechstronny wydźwięk nadaje się do uogólnienia, jak chodzi o reformy ustrojowe wprowadzane w ostatnich latach w kraju, bo nikt nie jest informowany ani o ich istotnym sensie, ani o skutkach, a już zwłaszcza o alternatywach, stanowisku nowoczesnej nauki i td. Jeżeli więc chcieć uchronić nie tylko przyszłe pokolenia, ale i niezbyt odległe lata od ponoszenia niepotrzebnie ogromnych ciężarów, nałożonych na społeczeństwo bez potrzeby, z powodów czysto doktrynalnych, bądź w interesie obcych, to radykalna zmiana kursu strategicznego jest w Polsce niezbędna, czemu nie zapobiegną gołosłowne zachwyty niektórych poczytnych mediów i zapewnienia polityków wprowadzających w życie rady zachodnich grup interesu.

 

Ta konieczna dla racji stanu korekta strategiczna jest tym łatwiejsza do przeprowadzenia, że Konstytucja z kwietnia 1997 jest opracowaniem zawierającym liczne błędy z naukowego punktu widzenia, oraz wyrażającym dawno przestarzałe rozumowanie ideologiczne. Ponadto wobec faktu, że dokument ten uzyskał w referendum poparcie zaledwie 20% uprawnionych do głosowania widać, iż ogół społeczeństwa oczekuje rozwiązania ustrojowego naprawdę nowoczesnego i adekwatnego do realnych potrzeb społeczeństwa, z którym mogłoby się ono utożsamić, a nie kompromisów partyjnych. Ale trzeba podkreślić, że analiza nasza nie zmierza bynajmniej do eliminacji wolności, czy liberalizmu jako metody, wprost przeciwnie, wytwórologia przewiduje znaczny wzrost jego udziału w życiu społeczeństwa, gdzie w wersji zachodniej - wbrew propagandzie - jest on przywilejem tylko podmiotów materialnie bardzo dobrze sytuowanych, jak dawniej arystokracja. Zmierza ona natomiast do usunięcia jego działania w sposób jednostronny i nieodpowiedzialny, co na skutek interwencji prawa entropii powoduje szkody nieobliczalne i gwarantuje katastrofę finalną. Jak to zapewnić, mówi właśnie metoda nauk ścisłych, opisana obszernie w sposób systemowy przez wytwórologię polityczną.

 

Ponieważ jednak ustrój polityczno-gospodarczy Polski powinien załatwiać potrzeby tego społeczeństwa i tego kraju, to wykorzystując doświadczenia zachodnie musi się on w sumie nieco różnić od form zachodnich (każdy kraj ma swą specyfikę). Wynika stąd oczywiście, że zbliżenie Polski do Zachodu nie może odbyć się na drodze przystąpienia do federacji i to takiej, która szybko pozbawi kraj niepodległości, oraz zepchnie na margines wartości chrześcijańskie, organizujące życie społeczeństwa, na rzecz królestwa złotego cielca zdalnie sterowanego. Przypomnijmy, że ten ostatni aspekt jest równoważny w perspektywie historycznej otwarciu dla niszczącego działania prawa entropii, którego uniwersalne funkcjonowanie tak jak grawitacji, nie czeka aż ktoś je pozna.

 

Są w kraju zapewne liczni politycy, jak A.Kwaśniewski, L.Balcerowicz, W.Cimoszewicz, H.Suchocka, B.Geremek, czy L.Miller, lub abp.Życiński, którzy prawdopodobnie nie znają działania tego ostatniego prawa, ale są przecież i tacy, jak J.Buzek, M.Krzaklewski, M.Handtke, lub J.Chojnacki, którzy muszą z tytułu swego wykształcenia zdawać sobie sprawę z tego, że na zasadzie prawa entropii liberalizm intuicyjny jest rozwiązaniem niszczącym każdą cywilizację, oraz że lokalne a nagłaśniane przez zainteresowanych sukcesy reganizmu i taczeryzmu są zjawiskiem przejściowym i lokalnym, za które trzeba płacić wygórowaną cenę w postaci nadmiernego rozwarstwienia społecznego, głębokiej i licznej nędzy, oraz zniszczenia środowiska kulturalnego, społecznego i naturalnego : nie można się sprzeciwiać prawu Newtona ani innym prawom fizyki bez skazania się na przegraną. Muszą też zdawać sobie sprawę z tego, że próby implantacji w dowolnym kraju modelu ustrojowego niezgodnego z wyznawanym przez jego mieszkańców systemem wartości muszą się zakończyć anarchizacją życia społecznego, czego gwałtowny wzrost przestępczości jest znamienną ilustracją. Innymi słowy mówiąc, że sprawę ustroju dla Polski trzeba rozpatrywać systemowo i znacznie głębiej, aniżeli to się praktykuje w sporach ideologicznych, obronie interesów grupowych, czy poszukiwaniu kompromisów politycznych (vide klauzula Mazowieckiego we wstępie do polskiej konstytucji), oraz że w sprawie tej istnieją pewne prawdy absolutne, ustalone niezawodnymi metodami nauk ścisłych tak, że nie nadają się ani do niuansowania, ani do polemiki, bo ich nieprzestrzeganie oznacza po prostu kurs właśnie ku katastrofie.

 

Tak więc dla integracji Polski z Unią Europejską trzeba opracować i zgłosić oficjalnie koncepcję związku konfederacyjnego, za którym obydwie strony będą mogły się przygotować do tego, jaka stopniowo pogłębiana ilość wzajemnych, a nie jednostronnych związków będzie dopuszczalna przez dojrzewającą stopniowo sytuację do takiej wspólnoty . Bo dzisiaj kraje zachodnie również nie są dojrzałe na przyjęcie w swój organizm krajów Europy środkowo-wschodniej (patrz ich poszukiwania, jak możnaby im zmniejszyć wpływ na decyzje wspólnotowe poniżej tego, co wynika z potencjału demograficznego, będącego skądinąd przecież kamieniem węgielnym demokracji !). Prawda natomiast jest taka, że kraje zachodnie nie robią u siebie dosłownie nic, aby do takiego mariażu się przygotować, traktując ten region Europy po prostu jako obszar do skolonizowania wg. starych metod wypróbowanych w III-cim świecie. I na ten temat politycy i media w kraju również dyskretnie milczą.

 

Nie należy się jednak łudzić, że nieznajomość prawa entropii uratuje cokolwiek lub kogokolwiek przed jego działaniem : przysłowiowa dachówka spadając na głowę czyni jednakowe szkody tym, którzy znają prawo Newtona i tym pozostałym. Dziś nauki ścisłe potrafią precyzyjnie określić formę ustrojową właściwą III-ciej drodze na III-cie tysiąclecie, która zapewni znacznie bardziej skuteczne działanie samej formy demokratycznej, praw rynku, oraz zapewnienie w praktyce sprawiedliwości społecznej i bezpieczeństwa wewnętrznego, a także zdefiniuje w sposób naukowy wolność osobistą, należną każdemu bez ryzyka zniszczenia cywilizacji. Potrafią to uczynić znacznie lepiej i zwłaszcza skuteczniej, aniżeli przestarzałe rozwiązania krajów zachodnich, które pomimo ogromnego bogactwa są do dziś zawsze dziwnie bezradne gdy chodzi o problemy ludzkie i społeczne.

 

 

Wiedza o procesach społeczno-gospodarczych

 

Nie jest bowiem bez znaczenia dla dzisiejszej epoki, że filozofia Oświecenia i demokracja liberalna są koncepcjami podyktowanymi przez intuicję odpowiadającą XVIII-to wiecznemu stanowi wiedzy ludzkiej, co wystarczało do konstruowania dyliżansów, ale nie statków kosmicznych, oraz że powstały one wcale nie w wyniku analizy naukowej w znaczeniu nowoczesnym, lecz jako manifestacja sprzeciwu wobec całego zbioru więzów, jakie na życie jednostki ludzkiej i funkcjonowanie społeczeństwa nakładała nauka Kościoła katolickiego w jego wykładni doktryny ewangelicznej. W tamtych czasach - a w naukach humanistycznych do dnia dzisiejszego - nie zdawano sobie sprawy z tego, że jakikolwiek postęp jest w ogóle możliwy (patrz prawo entropii) tylko w wyniku odziaływania więzów na dany układ (organizm), a więc że jedyne poprawne pytanie szukających wolności dotyczy  zdefiniowania, jakie więzy trzeba zaakceptować na danym etapie rozwoju.

 

Druga fundamentalna prawda nie znana tamtym konwencjom mówi, że jakikolwiek postęp w jednym miejscu, lub pod jednym względem (a więc w sensie systemowym może on być tylko lokalny) jest możliwy jedynie wówczas, gdy poza nim, ale pozostając z nim w bezpośredniej relacji  operacyjnej, dokona się odpowiednio dużej degradacji w organizacji całego systemu (wzrost demoralizacji społeczeństwa, upadek kultury, zniszczenia środowiska naturalnego i tp.). Takich prawd absolutnych i uniwersalnych o życiu społeczeństwa, nie znanych naukom społeczno-politycznym i ekonomicznym jest znacznie więcej (wytwórologia polityczna sformułowała ich około 60-ciu), czego skutek jest taki, że przy dzisiejszej potędze nauki, techniki i ekonomi nikt już nie panuje nad procesami niszczącymi w ogromnej skali naszą cywilizację i środowisko naturalne, co jest słabością odziedziczoną po myśli reprezentującej XVIII-to wieczny poziom wiedzy ludzkiej, a bynajmniej nie wynikiem samego postępu, jak to usiłują przedstawiać zwolennicy przestarzałych form ustrojowych.

 

Demokracja liberalna, jako koncepcja ustrojowa nie tylko nie zna tych prawd absolutnych (wytwórologia opisała jednoznacznie, jak działa ich mechanizm w społeczeństwie), ale jest w swej istocie pomyślana w taki sposób, że ułatwia działanie niszczącego prawa entropii, a nawet wykorzystuje to zjawisko jako istotny składnik swych sił napędowych, co zresztą zadecydowało - jak ujawniła ta sama analiza - o jej szybkim powodzeniu. Dramat drugiej połowy XX-wieku polega na tym, iż przy potędze nowoczesnej techniki, oraz bogactwie wykorzystującej ją ekonomii, uzyskany postęp cywilizacyjny powoduje już zgodnie z w/w prawami jako rekompensatę entropijną tak poważne zniszczenia  środowiska nie tylko naturalnego, ale i kulturalnego oraz społecznego, że gwarantują one szybkie zniszczenie całej cywilizacji, czego liczne symptomy są już widoczne. Nie dostrzegają tego nie tylko filozofowie obojętni na te zjawiska, ale i ekonomości, oraz politycy cenzurujący tę wiedzę, bo rozumujący zgodnie z ich interesem grupowym w kategoriach przestarzałej ideologii, w tym również redagując bez udziału innych nauk wykorzystując ich bierność, coraz to nowe rozwiązania ustrojowe narzucone przez traktaty z Maastricht i Amsterdamu, a teraz projektem konstytucji Unii.

 

Gorzej, że zjawisko to stało się na Zachodzie już pewną tendencją kulturową, podpieraną przez wywody racjonalistyczne uznawane arbitralnie za naukowe i etyczne. I tak znaczna część filozofów i teologów, a także socjologów lansuje obecnie teorię potrzeby przystosowywania się do zachodzących zmian, oraz do tej specyficznej, a subiektywnej formy mondializacji, które są prezentowane jako rzekomy i nie unikniony objaw postępującej nowoczesności, a nie jako produkt tego właśnie ustroju intuicyjnego, który dodatkowo wywołuje gwałtowną dehumanizację społeczeństwa. Nie potrafią oni też sformułować żadnego konstruktywnego programu alternatywnego, ani zorganizować ruchu społecznego w obronie udowodnionego historycznie dorobku cywilizacyjnego.

 

Skutki tego powierzchownego traktowania zagadnień człowieka i jego społeczeństwa, oraz rozwiązań politycznych są już też na Zachodzie obecne nawet w modelu gospodarczym. Nikt z tamtejszych ekonomistów zdaje się nie zdawać sobie sprawy z fundamentalnej różnicy pomiędzy uprawianiem gospodarki przez społeczeństwo praktykujące wartości chrześcijańskie, a przez całą resztę świata niechrześcijańskiego. To pierwsze, posłuszne dyrektywie ewangelicznej „bądźcie doskonali, jak Ojciec wasz niebieski jest doskonały” stworzyło model doskonalący pomysłowość i pracowitość produkcyjną, co dało gospodarkę opartą na rozwoju i unowocześnianiu produkcji. Te drugie, pozbawione tego rodzaju wewnętrznej siły napędowej, zatrzymały się na intuicyjnej wytwórczości rzemieślniczej, a dostarczenie środków do życia szerokim rzeszom ludności oparły na wielostopniowej rozbudowie pośrednictwa handlowego. Ten model implantowany w Europie przez imigrantów bliskowschodnich, został też przyjęty jako podstawa koncepcji traktatu z Maastricht, dzięki czemu przemysł, a nawet rzemiosło zostało w Unii instytucjonalnie pozbawione możliwości rozwoju, rodząc masowe zjawisko delokalizacji przedsiębiorstw, zauważone ostatnio nawet na szczeblu rządowym we Francji i Niemczech, jako niebezpieczna dezindustrializacja Europy.

 

Tradycyjne analizy filozoficzne i politologiczne nie są też w stanie zauważyć wielorakich skutków tej koncepcji, ujawnionych dopiero przez analizę wytwórologiczną. Tak więc wejście Zachodu od dziesięciu lat w chroniczny kryzys nie jest zjawiskiem przejściowym, ale nieuchronnym skutkiem takiego właśnie przepolaryzowania gospodarki europejskiej, a spowodowany tym modelem wzrost bezrobocia nie jest tam wcale możliwy do zlikwidowania. Dalej, przedsiębiorstwa przeniesione do krajów III-go świata z powodu niższych kosztów i większych zysków inkasowalnych dzięki otwarciu granic, przyczyniają się bezpośrednio do petryfikacji zacofania w tamtych krajach, bo zbyt niskie podatki oznaczają tam brak funduszy na rozwój infrastruktury (szkolnictwo, zdrowie, drogi, koleje, zaopatrzenie w wodź i energię, ochrona środowiska i in), zaś niskie płace oznaczają zbyt małą siłę nabywczą tamtejszego społeczeństwa, uniemożliwiającą kosztowny dziś rozwój masowej produkcji lokalnej.

 

Ale i w Europie zachodniej nadmierny rozwój handlu i usług finansowych (fizycznie nie tworzą one – poza papierowymi konwencjami doktryny - wartości dodatkowej), chociaż upiększa drukowane statystyki, to lawinowo mnoży zjawiska negatywne. Tak np. rozbudowane i silne strukturalnie pośrednictwo handlowe powoduje wykluczenie z gry prawa rynku, którego istota polega na wzajemnym oddziaływaniu konsumenta i producenta, gdy dziś obydwie strony są tam poddane szantażom pośredników handlowych. Nadmierne zyski handlu (konsument płaci w detalu 6 do 10 razy więcej, aniżeli inkasuje producent dźwigający ciężar i ryzyko wytwarzania) powodują, że rozwój i produkcja są poważnie niedoinwestowane, a pieniądze z pracy ludzkiej idą na inne egoistyczne cele. Kilkakrotnie zawyżone ceny detaliczne eliminują z konsumpcji ogromne rzesze ludności, mnożąc ubóstwo i redukcję produkcji, a więc bezrobocie. W takim modelu rozwarstwienie społeczne musi wciąż rosnąć, co statystyki potwierdzają znakomicie. Czy do takiego modelu chcą dołączyć Polacy?

 

Niebezpieczeństwo jest tym groźniejsze, iż w tymże modelu ustrojowym właśnie na procesach destruktywnych jest oparte wytwarzanie znaczącej części zysków i innych korzyści indywidualnych, oraz że w demokracji liberalnej w ogóle nie ma miejsca na liczące się w mechanizmach zarządzania generowanie sygnałów ostrzegających o powstających  niebezpieczeństwach cywilizacyjnych, ani na tworzenie instytucji zapobiegających fatalnemu rozwojowi wydarzeń. Co więcej, społeczeństwo nie jest też dzisiaj nawet poinformowane o tym, że formy ustrojowe opisane traktatami konstytuującymi Unię Europejską, a w szerszej skali traktatem z Marakeszu, są w istocie zupełnie nowym typem ustroju, który przyspiesza te wszystkie zagrożenia, a z humanizmem i demokracją nie ma już nic, poza frazeologią, wspólnego bo jest ustrojem formalnie biorąc totalitarnym, który na Zachodzie już pozbawił narody wielu istotnych praw fundamentalnych dla rozwoju Europy, na rzecz abstrakcyjnych sił międzynarodowych. Tak więc z naukowego punktu widzenia liberalizm i obecna koncepcja UE są pomysłami błędnymi, które z pewnością muszą spowodować upadek cywilizacyjny.

 

Jeżeli o tych sprawach proponujemy po raz pierwszy mówić językiem nauk ścisłych to dlatego, że w przeciwieństwie do rozważań tradycyjnej filozofii, czy politologii, potrafią one - jak tego dowiodły produkty  techniki - uzyskać wnioski niezawodne, formułowane w kategoriach rozstrzygających, nie do dyskusji lecz do wprowadzenia w życie, lub ponoszenia skutków ich zaniedbania, stawiając kierowników gospodarki i polityki, którzyby się do nich nie zastosowali w pozycji osób popełniających błędy tak, jak inżynier robiący pomyłki w swych obliczeniach mostu, lub budynku.

 

 

Niszczące prawo entropii, a procesy społeczno-gospodarcze

 

Przeciwstawić się tym entropijnym procesom destrukcyjnym można jedynie nakładając na działalność ludzką pewne więzy . Jest uderzające, iż w świetle analizy nauk ścisłych, nauka ewangeliczna okazuje się narzucać właśnie takie więzy, jakie są wymagane przez absolutne prawa natury (fizyki), stąd jak to dziś udowodniono formalnie, unikalny postęp właśnie naszej cywilizacji, a także pewność, że postępująca zwłaszcza w ostatnim ćwierćwieczu tzw. racjonalizacja katolicyzmu, lub jego adaptacja do dzisiejszych liberalnych czasów czy obyczajów lokalnych, jest działaniem niszczącym te właśnie kulturotwórcze własności nauki ewangelicznej, ale sprzyjającym umocnieniu racjonalnego liberalizmu, schlebiającego egoistycznej i w gruncie rzeczy prymitywnej intuicji czasów minionych. Te zasady chrześcijańskie są jednak pominięte w traktatach unijnych.

 

Konkluzja ta jest zresztą fragmentem znacznie bardziej podstawowego wyniku kompleksowej analizy formalnej, która ujawniła że wbrew rozpowszechnionej propagandzie antychrześcijańskiej, nauka ewangeliczna jest bez porównania bliższa absolutnej prawdy naukowej ujawnionej przez fizykę zjawisk, aniżeli filozofia w ogólr, a Oświecenia w szczególności, która jak się okazuje nie ma z prawdą w ogóle prawie nic wspólnego, a większość twierdzeń i konwencji tej ostatniej jest niestety błędna, generując w dodatku w społeczeństwie kłopoty, których możnaby uniknąć (nie mylić rodzaju postępu z będącymi jego narzędziem naukami ścisłymi, wykorzystywanymi przez ekonomię, ale praktykującymi logikę podyktowaną przez prawa fizyki, gdzie nie ma miejsca na konwencje ludzkie, co nie zastąpi jednak wartości kulturotwórczych).

 

Przykładem takich błędów formalnie wykluczających nawet walkę z niszczącym prawem entropii jest przyznawanie władzy decydentom lub organizmom, bez obciążania ich indywidualnie wszystkimi skutkami swego działania, a pozwalając przerzucać skutki negatywne na cudze barki (zwykle społeczeństwo). Innym przykładem takiego systemowego niebezpieczeństwa, samobójczego dla porządku społecznego, jest liberalne zezwolenie - nb.wbrew zasadzie seperacji - na funkcjonowanie publiczne na tym samym terenie więcej aniżeli jednego systemu wartości ludzkich, nie mówiąc już o wyborze takiego systemu, który gwarantuje pożądane (np.ludzkie) charakterystyki, jak np. sprawiedliwość społeczną (nb. formalnie wykluczoną w modelu liberalnym !). Bezpośrednim sojusznikiem prawa entropii są też tzw. prawa człowieka, działając tak na poziomie indywidualnym, jak i społecznym.

 

 

Wybór ustroju polityczno-gospodarczego

 

Powstaje więc pytanie praktyczne, jaki należy wybrać na III-cie Tysiąclecie dla Polski model ustrojowy, aby pozwolił najlepiej zabezpieczyć interesy tego społeczeństwa i to w skali historycznej ? w tym, w jaki konkretny sposób może tu być pomocną integracja polityczna i gospodarcza z Unią Europejską, która nb. powstała dla realizacji zupełnie innych celów, właściwych krajom już wysoko rozwiniętym ? dodajmy, że model wdrażany w latach 90-tych w Polsce jest teoretyczną, skrajną formą ideologii liberalizmu, nie praktykowaną w całości nigdy w żadnym z krajów UE.

 

Tymczasem w kraju i w całej Europie rozpowszechnia się fałszywą opinię, jakoby w stosunku do scentralizowanego komunizmu istniała tylko jedna alternatywa ustrojowa, którą jest liberalizm zachodni z gospodarką kapitalistyczną, nie warto więc poszukiwać trzeciej drogi pośredniej, jakoś uwzględniającej instytucjonalnie interesy ludzkie i społeczne. Jest to opinia równie intuicyjna co nie prawdziwa. Analiza teoretyczna dowodzi, ża dla kraju pragnącego się rozwijać przynajmniej pod pewnym względem istnieją aż cztery różne rodziny ustrojów do dyspozycji. Nie wchodząc w dyskusję tego obszernego tematu można zacytować po jednym przykładzie dla każdej z nich (aczkolwiek w praktyce stosuje na ogół rozwiązania częściowo mieszane) : materializm komunistyczny, protestancki ekonomocentryzm, lub judaizm, humanizm antyczny i humanizm katolicki.

 

Tak więc, trzecia droga istnieje i to wcale nie jako coś pośredniego pomiędzy komunizmem i liberalizmem, lecz bogata własnymi rozwiązaniami i zgodna z marzeniami Polaków, zaś jej konkretnego rozwiązania można szukać odpowiednio do potrzeb narodowych aż w dwu różnych rodzinach. Analiza formalna wytwórologii politycznej precyzuje też dzisiaj już dokładnie wszystkie charakterystyki każdej z tych czterech rodzin możliwości ustrojowych. Podkreślmy jednak, że doktryny stojące u podstaw każdej z tych rodzin okazują się być, jak się to okazało formalnie, na wzajem nie kompatybilne, co oznacza ich wzajemne niszczenie się o ile funkcjonują na tym samym terenie, przyczem najbardziej cierpi ta, która jest najbardziej bogata, co tłomaczy cofanie się chrześcijaństwa tam, gdzie dopuszczono do głosu tworzącego ustrój polityczny inne koncepcje społeczeństwa, oparte na jakiejś formie materializmu.

 

Klasyfikacja ta, ściśle związana ze strukturą mechanizmów sprawczych działających w społeczeństwie (a nie oparta tradycyjnie na zewnętrznych cechach społeczeństwa analizowanych przez politologię) jest znana od niedawna, ale bez nowoczesnego uwzględnienia wiedzy o działaniu tych mechanizmów jest dziś już nie możliwe stawienie czoła wspomnianym destruktywnym siłom prawa entropii, co dopiero przy obecnej potędze techniki, ekonomii i strumieni informacyjnych (siły ITE) stawia problem wyboru ustroju (zresztą również i na Zachodzie !) w zupełnie nowym świetle. Dotyczy to szczególnie takich krajów, jak państwa Europy środkowo-wschodniej i III-go świata, które nie mają i długo jeszcze nie mogą mieć środków pozwalających na łagodzenie skutków niepotrzebnie nadmiernych zniszczeń entropijnych, wywołanych wzmożoną, a nie koordynowaną działalnością gospodarczą z zaniedbaniem innych aspektów życia.

 

Natomiast sprawa kapitalizmu, będącego metodą zarządzania aspektem materialnym życia społecznego, nie ma nic wspólnego z podaną klasyfikacją, która determinuje rodzaj stosunków społecznych, cele egzystencjalne możliwe do realizacji i stopień odporności na niszczące działanie prawa entropii : może on być praktykowany w każdej z czterech podanych rodzin ustrojowych, wszędzie jednak wymuszając właściwe mu rozwarstwienie społeczne, brak sprawiedliwości i jednostronne redukowanie zainteresowań i egzystencji ludzkiej do obsługi ekonomocentryzmu, odpowiednio zresztą wynagradzane swym wiernym zwolennikom. Różne kraje Unii Europejskiej praktykują też różne jego formy. Tak więc i w Polsce wybór rodzaju kapitalizmu, oraz rodzaju  liberalizmu jaki wolno będzie praktykować, czyli jego ustawowo dozwolony stosunek do interesu ogólnospołecznego, interesu narodowego, humanizmu, znaczenia w praktyce wartości wyższych, a więc i obecności Kościoła w życiu publicznym jest zagadnieniem nie banalnym, zaś jego pozostawienie żywiołowej intuicji musi dać na zasadzie prawa entropii wyniki społecznie destruktywne, co praktyka lat 90-tych już zaczęła obficie potwierdzać, a gdzie totalitaryzm jego działania redukuje margines manewru ludzkiego do wolności dyskusji werbalnej, w tej formie ustrojowej bez znaczenia dla praktyki

 

W tym kontekście należy podkreślić rolę, jaką odgrywa wykorzystywana przez kapitalizm dawka intuicyjnego liberalizmu (nb. żaden właściciel przedsiębiorstwa nie toleruje go u siebie !), który jest przecież statutową odmową walki z niszczącym działaniem prawa entropii, w tym tolerowaniem zła wręcz generowanego przez wiele postanowień demokracji typu liberalnego. Znamienne, że na ten temat panuje dyskretne milczenie, traktujące (znowu bez żadnego dowodu) zjawiska negatywne, jako normalne nie istnienie ideału. Tymczasem analiza formalna prowadzona przez wytwórologię na poziomie przyczynowym zjawisk dowodzi, że w ogromnej większości przypadków są to zjawiska wywołane niefortunnymi zasadami tego modelu ustrojowego, czyli błędami systemowymi, a więc jest czego uniknąć. Jak mówił poeta, trzeba tylko aby pany chciały chcieć, co dotyczy ogółu wyborców, a potem wszystkich polityków. Natomiast praktyka krajów zachodnich polegała w przeszłości na trzymaniu się przez trzy stulecia kilku fundamentalnych zasad, radykalnie różnych od obecnych dyrektyw, z którego to doświadczenia powinni skorzystać i Polacy stojąc dzisiaj przed identycznym problemem, a mianowicie:

 

1 – reinwestowanie u siebie w kraju całości wytworzonej przez przedsiębiorstwa wartości dodatkowej (nie zależnie od tego, czy księgowość ujawnia je, czy też nie, w postaci zysków i gdzie one zostały zainkasowane, bo często w ogóle nie wchodzą one dziś do kraju);

2 – ochrona zasobów gospodarczych, ludzkich, kulturowych i innych własnego kraju, a także systemu wartości organizującego jeden wspólny i konstruktywny porządek społeczny, za pomocą kontrolowanych granic, uniemożliwiających (a w każdym razie redukujących do minimum i nie pozwalających na masową imigrację) zewnętrzne wpływy destabilizujące;

3 – suwerenna swoboda organizowania relacji makroekonomicznych i ustalania wartości parametrów sterujących życiem wewnątrz kraju odpowiednio do specyfiki jego realiów, a także ustalacja relacji międzynarodowych odpowiednio do potrzeb polskiej racji stanu i krajowej gospodarki,  bez ich podporządkowania arbitralnym doktrynom.

 

Nowoczesna analiza matematycznej teorii systemów i sterowania organizmami potwierdza ówczesny pragmatyzm i wyjaśnia potrzebę jego zasad (patrz np. wytwórologia polityczna). Każdy rodzaj działalności w kraju musi też podporządkować się woli narodu wyrażonej przez władze demokratycznie wybrane jako ramy dla wszelkiej działalności. Jaka by nie była metoda rozwoju kraju u progu III-go tysiąclecia, musi ona więc również opierać się na tychże zasadach ustalonych empirycznie. Jest to jednak nie możliwe w przypadku integracji Polski do Unii Europejskiej organizowanej dziś jako organizm federalny i obecnie nie spełniający już powyższych zasad, co zaakceptowane zamieniłoby w jedną noc problemy polityczne Polaków w problemy policyjne do pacyfikacji.

 

Rozwiązanie tej kwadratury koła wymaga opracowania i to przez Polaków w zgodzie z polską racją stanu, tudzież w nawiązaniu do doświadczenia własnego krajów zachodnich, pragmatycznej formy integracji z Zachodem i zaproponowania jej Brukseli jako aneksu ważnego na nie określony okres do obecnych dokumentów integracyjnych, w postaci związku konfederacyjnego. Należy przytem pamiętać, że Polska była i jest kulturowo częścią Zachodu, co wcale nie zależy wbrew propagandzie, od woli urzędników i treści podpisanych dokumentów, lecz od woli i praktyki narodu polskiego. Jest to jedyne rozwiązanie konstruktywne dla kraju, mające zresztą i na Zachodzie poparcie większości opinii, a zarazem chroniące Polskę od definitywnej utraty niepodległości, oraz pozwalające poczekać na ile w krajach o wiele zamożniejszych w ogóle sprawdzą się wymyślone ideologicznie jednostronne, bo ekonomocentryczne zasady budowania Europy, bez żadnego cementu jednoczącego zamieszkujące ją narody, który może dać wyłącznie wspólny, ale konkretny system wartości. Trzeba podkreślić, że jak dotychczas zasady te wymyślone przez ideologów w ich walce z wartościami chrześcijańskimi, nie sprawdzają się w praktyce, a przeciwnie niczego i tam nie załatwiając, ściągnęły na narody zachodnie wiele nowych problemów, dawniej nie znanych i nie mających nic wspólnego z nowoczesnością.

 

 

 

Prof. dr Janusz-Zbigniew BROŻYNA

 

© Copyright Janusz Brożyna 2004